Wrocławska katedra, Dzień Życia Konsekrowanego. Rusza rozświetlony korowód – procesja ze świecami. Atmosfera jak na progu raju, a jednak w sercu jeden mały cień...
Że też ja znów, zamiast ze świecą w ręku, krążę po świątyni z aparatem fotograficznym; zamiast wsłuchać się w muzykę, włączyć w śpiew, kombinuję, gdzie są lepiej oświetlone miejsca i w którym zakątku katedry przechodząca procesja „ułoży” się bardziej malowniczo... I wiem, że za chwilę próbę wsłuchania się w to, co Pan Bóg chce mi powiedzieć w Liturgii Słowa, będę łączyć z ukradkowym robieniem notatek i zerkaniem na dyktafon (zrzucany regularnie na kościelne podłogi, trzyma się obecnie dzięki gumce, i nie jest całkiem godny zaufania). Dziennikarska dola. Owszem, sprawa świecy była przemyślana. Jest niewielka, żeby zmieściła się do torebki i żeby móc ewentualnie podjąć próbę balansowania z nią przy jednoczesnym trzymaniu aparatu w drugiej ręce. Próba jednak nie została podjęta. Wystarczająco dokuczam ludziom, błyskając im fleszem po oczach, żeby jeszcze opryskiwać ich woskiem...
Wracam na miejsce, a tu niespodzianka. Moja malutka świeca, pozostawiona samotnie, jednak płonie. Zapalona ręką przyjaciółki, od pięciu lat należącej do grona osób konsekrowanych. Pomyślała, zapaliła, i trzyma ją jakby w moim imieniu, jakby chciała ofiarować Bogu to, czego mi nie dostaje w moim zabieganiu, w plątaninie obowiązków i nie cierpiących zwłoki spraw...
W drodze do domu przejeżdżam obok parku Szczytnickiego. W klasztorze karmelitanek bosych widać zwykle rozświetlone szyby. Tak samo pewnie lśnią okna położonej nieco dalej zakonnej kaplicy na Pawłowicach, u benedyktynek sakramentek. Dobrze, że widać te klasztorne światła. Że jest taka pewność: kiedy tkwimy w korkach lub w szkolnej ławce, biegamy z aparatami czy wiertarkami, stukamy w klawiatury, gapimy się w telewizor, do kogoś dzwonimy i ciągle, ciągle gonimy – ktoś zawsze w naszym imieniu trzyma przed Panem płonącą lampkę. I czasem nawet podzieli się oliwą, gdy czyjś płomyk prawie gaśnie...
PS. A swoją drogą warto pamiętać, że 2 lutego przypada także kolejna rocznica fundacji wrocławskiego Karmelu. Wspomnienia z tamtego czasu są dostępne na stronie karmelitankibose.wroclaw.pl (w zakładce "Aktualności"). Klasztorne okna coraz wyraźniej "błyszczą" również w świecie wirtualnym. I dobrze.