Mąż stanu na Dolnym Śląsku pilnie poszukiwany.
Długo czekaliśmy na otwarcie wschodniej obwodnicy Wrocławia. W końcu jest. Otwarta z pompą. Ośmiokilometrowy odcinek Siechnice–Łany powstawał od 2009 r. Koszt inwestycji to ok. 350 mln złotych. Trudno się dziwić, że padły wielkie słowa, jak te Grzegorza Schetyny o spełnieniu marzeń. A skoro spełnia się marzenia ludu, zanim nową drogą przejechały samochody, swoje stopy postawili na niej poważni przedstawiciele władzy. Poza wspomnianym posłem stawili się: były marszałek Marek Łapiński, aktualny marszałek Rafał Jurkowlaniec oraz wojewoda dolnośląski Aleksander Marek Skorupa. Ręka w rękę przenieśli barierki, otwierając nową drogę. Zaraz potem zaczęli udzielać wywiadów.
Nie przewidzieli wówczas, że głośno otwierana inwestycja po cichu może zostać zamknięta (przynajmniej w części), gdyż Dolnośląska Służba Dróg i Kolei mając wątpliwości co do równości nawierzchni, zleciła pomiary i okazało się, że w około 100 miejscach nawierzchnia obwodnicy odbiega od obowiązujących norm. W jednych jest za bardzo wklęsła, w innych zbyt wypukła. Winny – oczywiście tylko i wyłącznie firma, która prace wykonywała.
Bez poprawek się raczej nie obędzie. Zastanawiam się tylko, czy wtedy gdy zamykane będą kolejne odcinki, także pokażą się na nich ci, którzy tak głośno je otwierali? Otwierali, bo jak domyślam się – dzięki nim trasa powstała i piersi do medali wypięli. Ale skoro dzięki nim powstała, to dzięki nim jest taka jaka jest, a jest wadliwa. W takich przypadkach poważny polityk staje przed ludźmi i mówi im w oczy: „Zawaliłem, nie dopilnowałem, przepraszam” i składa konkretne deklaracje. Wówczas ma się szansę zostać mężem stanu, a nie chłopcem od przecinania wstążeczek.