Minister nie dla wszystkich?

Przeciwko temu działaniu wykluczającemu raczej nikt nie będzie protestował. A szkoda.

Minister edukacji odwiedziła Wrocław. Jak można się domyślać, na czas przygotowania wizyty kuratorium zostało postawione na głowie. Odczuliśmy to na własnej skórze. Prosząc o odpowiedzi na pytania w związku z przygotowywanym artykułem, otrzymaliśmy jedynie prośbę, by te powtórzyć już po wizycie Krystyny Szumilas. Co tam zresztą nasza skóra! Wizytę szefowej MEN odczuły dzieci, a konkretnie grupka siedmiolatków z podstawówki, którą pani minister raczyła odwiedzić. Wspólnie ze swoimi o rok młodszymi rówieśnikami, których rodzice posłali do pierwszej klasy w wieku sześciu lat, przygotowywali się do spotkania z tak ważną osobistością. Niestety, ponieważ "nie pasowały do tematu" wizyty Krystyny Szumilas, która chciała namawiać do rozpoczynania edukacji w szkole rodziców sześciolatków, te o rok starsze musiały zostać w świetlicy.  

Nie pytam, jak czuje się dziecko, któremu mówi się, jak ważnym wydarzeniem jest przyjazd pani minister, a następnie tłumaczy, że nie weźmie w nim udziału, bo jest za stare. Nie pytam, co by było, gdyby takiego rozróżnienia dokonano np. w związku z wizytą w szkole biskupa i jak wielkie słowa by padły (domyślam się, że ze „stygmatyzacją” włącznie). Pytam natomiast, czy w Ministerstwie Edukacji Narodowej zostanie wdrożony program, który uczyłby zarówno szefową, jak i jej asystentki  tolerancji wobec siedmiolatków? Kto jak kto, ale minister edukacji powinna rozumieć tych, o których edukację dba. Tyle się mówi o dyskryminacji i wykluczaniu. Wdraża się programy, by tym zjawiskom przeciwdziałać. Ostatnio coraz częściej słyszę, że Wrocław z miasta spotkań stał się miastem pięści, a tu pod okiem ministra (czy ministry?) i kuratorium „pobito psychicznie” niewinne dzieci… tylko dlatego, że za wcześnie się urodziły. To dopiero stygmatyzacja pełną parą.


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..