Kiedy kard. J. Ratzinger został papieżem, mogliśmy być we Wrocławiu dumni – „nasz człowiek”, doktor honoris causa naszego Papieskiego Wydziału Teologicznego. A co z obecnym następcą św. Piotra? Z Dolnego Śląska do Argentyny trochę daleko, a jednak...
Kiedy nowy Ojciec Święty zaczynał modlitwę na Anioł Pański, we wrocławskiej parafii na Strachocinie ludzie wychodzący z Mszy św. rozmawiali z siostrami elżbietankami, które tego dnia opowiadały tu o swojej posłudze. S. Maria z pasją mówiła o bezdomnych, którzy przychodzą na posiłki do elżbietańskiego klasztoru przy ul. św. Józefa na Ostrowie Tumskim. Okazuje się, że niejeden z nich – często sklasyfikowany przez przechodniów jako zwykły „menel”, przez lata 7 dni w tygodniu koczujący na ulicy w stanie wiecznej nietrzeźwości – jest gotów radykalnie zmienić swoje życie. Nie tylko na skutek podarowanej kanapki czy herbaty, ale dlatego, że ktoś przy nim usiadł, porozmawiał. Cześć z tych osób, oprócz przyjęcia pomocy, sama jest w stanie z czasem zaangażować się w pomoc innym.
Skąd u elżbietanek pomysły na taką działalność? Nie wdając się w szczegóły historii zgromadzenia, przy pytaniu o jego misję sięgnąć by trzeba do św. Elżbiety Węgierskiej i do... św. Franciszka. Królowa Elżbieta, która lubiła przebierać się za wieśniaczkę i odwiedzać chłopskie chaty, a nawet odstąpić łóżko trędowatemu, zafascynowała się właśnie nim. Otrzymała nawet od niego niezwykły prezent – jego własny płaszcz.
Co „wyprawiają” ludzie, którzy przeżyli spotkanie z biedaczyną z Asyżu, można się zresztą przekonać choćby odwiedzając słynną charytatywną kuchnię wrocławskich franciszkanów przy ul. Kasprowicza, z uśmiechniętym br. Rafałem Gorzałką stojącym nad wielkimi garami.
Papież Franciszek – który ponoć już jako przełożony zakonnego seminarium wysyłał kleryków na ulice, do ludzi potrzebujących wsparcia, a i teraz, w ciągu ledwo kilku dni swego pontyfikatu zdążył wielokrotnie zwrócić uwagę na posługę ubogim – zdaje się, że ma we Wrocławiu wielu swoich „agentów” (czy może nuncjuszy?). Nie tylko zresztą wśród tych, którzy bezpośrednio odwołują się do franciszkańskich idei. Owszem, ma tu swoich jezuickich współbraci (którym zresztą, jak słusznie ostatnio przypominano, Wrocław zawdzięcza nie byle co, bo uniwersytet). Zapewne jednak „dogadałby się” dobrze także z – liczną u nas – rzeszą ludzi od św. Alberta Chmielowskiego i z siostrami od ks. J. Schneidera, co to w ramach Misji Dworcowej krążą po pustostanach i starych garażach w poszukiwaniu potrzebujących, i z wieloma innymi środowiskami.
Może Buenos Aires nie jest aż tak daleko? Papież Franciszek nie snułby pewnie takich rozważań. Raczej by zapytał, co zrobiliśmy już, by wesprzeć ludzi, którzy we wrocławskich schroniskach czy jadłodajniach właśnie myślą nad śniadaniem wielkanocnym dla rzeszy bezdomnych i ubogich. Elżbietanki na przykład przyjmują wolontariuszy do robienia kanapek. Warto przemyśleć sprawę. Więcej informacji przy ul. św. Józefa - notabene patrona dnia inauguracji nowego pontyfikatu.