Tropienie pedofilii

Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś będę wdzięczny za coś panu Januszowi Palikotowi.

Kilka dni temu na Uniwersytecie Wrocławskim miała się odbyć debata, do udziału w której zaproszono francuskiego polityka Daniela Cohn-Bendita. W 2001 r. został on oskarżony przez niemiecką dziennikarkę na podstawie autocytatów z książki pt. „Wielki Bazar” o pedofilię. Wprawdzie w ostatniej chwili polityk się rozchorował i we Wrocławiu nie pojawił, jednak do stołu miał z nim zasiąść Janusz Palikot, który zaciekle walczy z pedofilią w Kościele i którego partia – jak deklarował przed debatą – jako jedyna składa projekty realnie zwalczające czyny pedofilskie. W zasiadaniu przy jednym stole z Cohn-Benditem lider ruchu własnego imienia nie widział nic złego, gdyż – jak tłumaczył – niezależnie od obrzydliwości tego, czym jest pedofilia, dopóki człowiek nie jest skazany, jest niewinny.

Dziękuję panu, panie Januszu (myślę, że mogę się tak do Pana zwrócić jako do absolwenta tej samej katolickiej uczelni), za przypomnienie, że zasada domniemania niewinności jeszcze w naszym kraju obowiązuje. Dotyczy wszystkich. Tym bardziej że media raz po raz donoszą, a niektórzy politycy natychmiast komentują, o kolejnych śledztwach, wskazujących na to, że główne źródło pedofilii oraz problemów z nią związanych leży w Kościele katolickim. Czasem można wręcz odnieść wrażenie, że jeśli nie jest to największy, to przynajmniej jeden z największych problemów Kościoła i oburzenie podnosi się, gdy ktoś powie, iż wbrew pozorom fakty przeczą tym opiniom.

Jakie fakty? Według danych Prokuratury Generalnej, we wszystkich prokuraturach apelacji wrocławskiej, obejmującej swym zasięgiem poza stolicą Dolnego Śląska oraz województwem opolskim jednostki działające na terenie dawnych województw: jeleniogórskiego, legnickiego, wałbrzyskiego, w odniesieniu do czynów dotyczących art. 200 kodeksu karnego, który mówi m.in. o obcowaniu płciowym z osobą poniżej 15. roku życia i doprowadzeniu jej do tzw. innej czynności seksualnej, zarejestrowano: w 2011 r. przypadki dotyczące 385, a w 2012 r. 347 dzieci. Przeciwko art. 202 kodeksu karnego, dotyczącemu m.in. prezentowania treści pornograficznych małoletnim, utrwalania  takich treści z udziałem osoby poniżej 15. roku życia oraz posiadania pornografii dziecięcej, odnotowano przypadki: w 2011 r. dotyczące 57 dzieci, a w 2012 r. – 77 dzieci. Zgadzam się, że nawet jeden przypadek to o jeden za dużo, jednak nie przypominam sobie, by media z zaangażowaniem informowały nas, jak często ten problem się pojawia i na jak szeroką skalę występuje. Jak to zrozumieć, że tylko w jednym roku cierpiało prawie 400 najmłodszych, a w mediach artykułom opisującym problem towarzyszą – dziwnie – zdjęcia osób w koloratkach? Prokuratura nie prowadzi statystyk wskazujących na przedstawicieli konkretnych zawodów, którzy popełniają najczęściej dane przestępstwo. Może to i dobrze, bo problem ma całe społeczeństwo, a nie wąska grupa duchownych.

Nie to, żebym bagatelizował sprawę, zakładał złą wolę, manipulację albo doświadczonym dziennikarzom tygodników czy gazet chciał dawać rady, jednak boję się, że tropiąc pedofilię jedynie w Kościele, mogą rozminąć się z rzeczywistym problemem. Nie przyczynią się do jego rozwiązania, a wierzę, że przecież o to im chodzi. Nie wierzę natomiast, że osoby, którym zależy na wyplenieniu tego zła, po zapoznaniu się z faktami mogłyby powiedzieć: „Tym gorzej dla faktów” i nadal robić swoje.  

I raz jeszcze dzięki, panie Januszu. Mam nadzieję, że media i politycy pójdą w Pana ślady i przyjmą za swoją zasadę: dopóki człowiek nie jest skazany, jest niewinny, bez względu na to, czy ten człowiek ma przed nazwiskiem: "ks", "prof." czy "poseł".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..