Czy nie za łatwo cudowne wydarzenia z życiorysów świętych uznajemy tylko za legendy? Za wstawiennictwem patrona Wrocławia i dziś dzieją się rzeczy niezwykłe.
Okazją do refleksji nad „bł. Czesławem – patronem codzienności” był kwietniowy Wieczór Tumski, podczas którego jego postać przybliżył zebranym o. Norbert Oczkowski OP, promotor kultu błogosławionego. Zauważył, że wiele faktów zdaje się świadczyć „przeciw Czesławowi” – mała ilość pewnych informacji na jego temat, tak długa zwłoka z kanonizacją, brak „sfery odpowiedzialności”, jaką ma wielu świętych, uznawanych za patronów w konkretnych potrzebach. A jednak, jak zauważył, gdy beatyfikowano Czesława 300 lat temu, wiedziano o nim jeszcze mniej niż dziś. Wykazano natomiast, że trwał jego kult – i to okazało się sprawą kluczową. – Jest jedynym patronem Wrocławia, a życie miasta to nie tylko wielkie wydarzenia, ale codzienne sprawy. Dla mnie jest on patronem codzienności – mówił dominikanin. Przywołując wydarzenia z jego życia, wspomniał m.in. słynne kule ogniste czy słup ognia, które miały ukazać się na skutek jego modlitwy w czasie najazdu Mongołów i spowodować ich odwrót. – Co to ma wspólnego z naszym codziennym życiem? Czy np. wsiądziemy z kulami ognistymi do auta, by ich używać przeciw piratom drogowym? – pytał. Może i nie, ale... – Czasem na siłę chcemy wszystko „odmitologizować” – mówił o cudownych wydarzeniach z życia świętych. – Tymczasem gdy nie radzę sobie w codziennym życiu, potrzebuję rzeczywiście ingerencji wszechmocy Bożej, takiej nadprzyrodzonej, niezwykłej...
Okazuje się, że wiele osób zaświadcza o takich ingerencjach za wstawiennictwem bł. Czesława, jak cudowne kule ognia rozświetlających trudne sytuacje. Znalezienie pracy, odzyskany pokój serca, rozwiązanie palących problemów mieszkaniowych (o czym wspominał spotkany pod kościołem pan... Czesław, którego kłopoty rozwikłały się tuż po wizycie u grobu patrona miasta).
O. Norbert Oczkowski OP Agata Combik/GN
O. Norbert przywołał fakty z życia błogosławionego, które mówią wiele o jego charakterze – choćby szybka decyzja o wstąpieniu do Zakonu Kaznodziejskiego po spotkaniu ze św. Dominikiem, oznaczająca rezygnację z wielu wygód i skok w nieznane. Przytoczył także – nieco makabryczną legendę o genezie nazwy rodu Odrowążów. Otóż miała ona pochodzić od.... odarcia z wąsów (i nie tylko z wąsów) pewnego poganina, który obraził protoplastę rodu. – W sprawach wiary trzeba być odważnym, czasem nawet w oczach innych być „świrem” – stwierdził o. Oczkowski. – To chyba była cecha Odrowążów, a także i Czesława: „Potrafił walczyć o swoje”.