Wiedziałem, że zajmując się sprawą Piszkowic, biorę się za temat, który ma charakter rozwojowy.
Proszę wybaczyć, że nie będę wracał do tłumaczenia wszystkich zawiłości prawnych, w świetle których Rzeczpospolita zamknęła oczy i udaje, że w jej granicach nie ma ciężko chorych i porzuconych przez rodziców dzieci. (Wszystko to opisałem tutaj). Dziś o tym, jak sprawę małych pacjentów z Piszkowic widzi, a właściwie jak nie widzi ich problemu ktoś, komu sprawa powinna być bliska czyli Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak, pochodzący zresztą z Dolnego Śląska.
W odpowiedzi na pytania dotyczące statusu prawnego domów takich, jak w Piszkowicach możemy jedynie podziwiać biegłość pana rzecznika (lub jego urzędników, bo pod odpowiedziami podpisał się Tadeusz Belerski z Działu Komunikacji Społecznej. Wierzę jednak, że przedstawia stanowisko swojego szefa). Ma rację, gdy twierdzi, że „zakłady opiekuńczo - pielęgnacyjne i opiekuńczo - lecznicze są zakładami opieki zdrowotnej”. Nie sprawują natomiast pieczy zastępczej. Niestety, w świetle prawa nie sprawują, chociaż jak wiemy fakty są inne, ale tym gorzej dla nich. Pan rzecznik bowiem uważa, że „dziecko, jeśli nie ma rodziców, lub są oni niezdolni do wypełnienia swojej funkcji, musi być umieszczone w pieczy zastępczej, a następnie z powodu zdrowotnych w placówce medycznej”. Powołuje się przy tym na ustawę podpisaną przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w styczniu br. i przekonuje, że „wprowadzone wówczas zmiany umożliwiają, by środki finansowe na pokrycie kosztów hotelowych dla dzieci przebywających w pieczy zastępczej, a czasowo umieszczonych w zakładzie opiekuńczo - leczniczym lub opiekuńczo - pielęgnacyjnym wykładał samorząd”.
A co, Panie Rzeczniku, z dziećmi, które w zakładzie nie będą przebywać czasowo, tylko do końca swojego życia, a tak jest w zdecydowanej większości przypadków wychowanków z Piszkowic? Który dom weźmie je pod opiekę i w ten sposób zablokuje sobie na kilka bądź kilkanaście lat możliwość przyjmowania kolejnych wychowanków, oddając pieniądze zakładowi opiekuńczo-leczniczemu? Gdyby tak zastosować Pana rozwiązanie można w świetle prawa wykończyć kilka zakładów sprawujących pieczę zastępczą. Dajmy na to – jest sobie dom, który może przyjąć 10 maluchów. Dajemy mu dziesiątkę dzieci z Piszkowic. W ten sposób nowych nie przyjmie, no bo prawnie nie ma miejsc (wszak te umieszczone czasowo w zakładzie zawsze mogą wrócić), a pieniądze, które otrzymuje na dzieci odda zakładowi leczniczemu, pokrywając, jak to Pan ładnie określił, „koszty hotelowe”. Ile Pana zdaniem miesięcy wytrzyma taki dom? Nie czekam na odpowiedź. Odsyłam do tytułu.