Szerokim echem we Wrocławiu odbiła się decyzja prof. Zygmunta Baumana o rezygnacji z przyjęcia doktoratu honoris causa Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Dziś się okaże, czy rzeczywiście do uroczystości nie dojdzie. Senat DSW ma się ustosunkować do decyzji filozofa. Niewykluczone, że tytuł zostanie przyznany, ale bez publiczności. Niezależnie od tego, co się wydarzy, można odnieść wrażenie, że w naszym mieście wzbiera "brunatna fala"...
Podana wczoraj do publicznej wiadomości informacja o rezygnacji prof. Zygmunta Baumana z doktoratu honoris causa Dolnośląskiej Szkoły Wyższej w niektórych środowiskach ma znamiona sensacji i ostatecznego ostrzeżenia przed „prawicowymi bandytami”. Taki wniosek wysnuwam po przeczytaniu kilku artykułów w "Gazecie Wyborczej", która od jakiegoś czasu silnie przekonuje, że we Wrocławiu rośnie fala nienawiści i nietolerancji. Paranoja! Dziennikarze i ich rozmówcy odwołują się do słów papieża Jana Pawła II z 1997 r., które stały się mottem towarzyszącym stolicy Dolnego Śląska. Słowa „Wrocław miastem spotkań” są interpretowane przez nich jako niczym nieograniczona otwartość i tolerancja. Z otwartością jak najbardziej się zgadzam, ale „tolerancja” jest tu bardzo dyskusyjną kwestią. Bo tolerować zła nie można. Oczywiście każdy inaczej interpretuje decyzję władz DSW. Dla jednych jest zła, dla innych dobra. Nie można jednak traktować tych, którzy się z nią nie zgadzają, jako faszystów.
Czytając artykuły w GW, których ukazało się na ten temat od wczoraj kilka, mam wrażenie, że wszyscy przeciwnicy prof. Baumana to członkowie Narodowego Odrodzenia Polski, którzy na Facebooku wypisują, cytowane przez "Gazetę", niewybredne, antysemickie i pełne nienawiści komentarze. A ja nie zgadzam się z decyzją DSW, bo szanując dorobek naukowy prof. Baumana, nie uważam go za autorytet w sprawach ogólnoludzkich. A taką cechę według mnie powinien posiadać doktor honorowy każdej uczelni. Stąd sprzeciw. Podejrzewam, że podobnej argumentacji używa wielu przeciwników decyzji władz uczelni. Odwoływanie się przez GW tylko do komentarzy o wydźwięku patologicznym jest nieuczciwe. Aha, i nie jestem skrajnym narodowcem w złym (czyli "Gazetowym") tego słowa znaczeniu.
Dziś, 20 sierpnia, ukazał się kolejny tekst, z którego wylewa się fala żalu z powodu faktu, iż narodowcy rosną w siłę. Biedni, jedyni obrońcy demokracji, wolności i otwartości są tłamszeni przez faszyzujące brunatne siły skrajnej prawicy. Udając rzetelność, dziennikarze poprosili o komentarz nawet teologa. Szkoda, że takiego, który sprzeniewierzył się teologii. Prof. Stanisław Obirek jest bowiem byłym już jezuitą. Wypowiadając się dla "Gazety", mówi o szykanach, na jakie narażone są autonomiczne uczelnie. Zarzuca władzom samorządowym i krajowym, że doprowadziły do tego, iż „ataki mową nienawiści są powszechnie tolerowane i nie są ścigane przez prawo”. Hola, hola. Ci, którzy nie podzielają naszych poglądów, są przeciwko nam? – taka się wydaje retoryka byłego kapłana i GW.
Prof. Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego, wyznaje w związku z rezygnacją prof. Baumana z doktoratu hc: „Z wielkim smutkiem przyznaję, że siły ksenofobiczne, nacjonalistyczne pokonały demokratów”. Będąc przeciwnym honorowaniu prof. Baumana, zostałem ksenofobem, nacjonalistą i przeciwnikiem demokracji, a stąd już przecież bardzo blisko do antysemityzmu i faszyzm. Brunatna fala wzbiera...
PS Z dziennikarskiej rzetelności. Tekst, który ukazał się w internetowym wydaniu GW z komentarzami gości można znaleźć tutaj.