Lekcja szewca

Pan Zygmunt to człowiek mocno stąpający po ziemi – i umożliwiający to innym. Od kilkudziesięciu lat jest bowiem szewcem, dba więc o to, by nasz kontakt z gruntem był wygodny. I niepozbawiony piękna. Spogląda jednak dużo wyżej niż ładne obcasy i cholewki. Między butami spotkasz u niego archanioła, Świętą Rodzinę...

Zobaczysz też tłum drewnianych muzykantów, rzeźbionych wędkarzy i rybaków, winnicę pełną rozśpiewanych ptaków, ludzi pracujących przy wypieku chleba, pielgrzymów, papieża czy Madonnę z Dzieciątkiem. Szewski zakład przy ul. Łokietka na wrocławskim Nadodrzu to dowód na to, że warto być wiernym marzeniom, które Bóg zasiał gdzieś w zakątkach naszego serca. I że w każdej pracy można być artystą – bo to pewnie dzięki niej, po latach mozolnej dłubaniny przy stertach obuwia, ręce Zygmunta Trąbczyńskiego stały się zdolne do tworzenia misternych rzeźbiarskich dzieł.

Swoją pierwszą drewnianą figurkę, przedstawiającą dziewczynę ze słomkowym kapeluszem, wyrzeźbił, będąc w wojsku. Po latach przerwy wena dopadła go, gdy rąbiąc drewno na opał znalazł w piwnicy kawałek drewna, z którego zrobił różaniec. 20 lat później na prośbę żony wykonał małe drewniane palmy, które dołączyły do pamiątek z Ziemi Świętej. Odtąd już prawie nieustannie, w przerwach między naprawą obuwia, pracuje nad kolejnymi kompozycjami. Obecnie wiele z nich obejrzeć można na wystawie „Szewskie pasje” we wrocławskim Muzeum Etnograficznym, gdzie towarzyszą rekwizytom ukazującym szewskie rzemiosło.

Wakacyjne podróże przekonują, że trwa moda na multimedialne muzea, gdzie wszystko gra, migocze, porusza się i co rusz oferuje wejście w głąb wirtualnej rzeczywistości poprzez niezliczone dotykowe ekrany umożliwiające wypłynięcie na niezmierzone morza informacji. Przy czym po kilku minutach zwiedzający, przytłoczony ilością wrażeń, niewiele z tych kolorowych mórz pamięta. Szewska wystawa przy ul. Traugutta nie wciąga w elektroniczny ocean (choć proponuje obejrzenie filmu – o ostatnim szewcu z ul. Szewskiej we Wrocławiu). Eksponaty są konkretne, niewirtualne – takie właśnie, jak dzieła rąk szewca. Rąk, które nie boją się ubrudzić, ale które „czują”, że tuż obok podeszew i zelówek łopoczą skrzydła aniołów, a w kawałku lipowego drewna może kryć się twarz Maryi, wiejskiego grajka czy wędrowca. Szewc z Nadodrza uczy, jak odkrywać sacrum i piękno tuż przy ziemi. Z solidnymi butami na nogach.


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..