Po raz czternasty wrocławianie wyszli w uroczystej procesji z relikwiami świętych: Stanisława i Doroty na ulice swojego miasta, dziękując Bogu za kolejny rok, w którym wszelkie kataklizmy omijały stolicę Dolnego Śląska.
Procesję poprzedziło nabożeństwo, któremu w bazylice garnizonowej pw. św. Elżbiety przewodniczył bp Andrzej Siemieniewski. W jego trakcie ks. inf. Adam Drwięga proboszcz wrocławskiej katedry przypomniał początki wychodzenia z relikwiami świętych na ulice miasta. – Zaczęło się 16 lat temu w 1997 r. – opowiadał ksiądz infułat. – W czasie powodzi zagrożony był Ostrów Tumski. Brakowało centymetrów, by woda zalała tę część miasta. Wówczas nieżyjąca już dziś zakrystianka, s. Sylwina, wystawiła relikwie św. Stanisława w oknie skarbca katedry, znajdującym się nad zakrystią. Powódź nas ominęła. – mówił proboszcz, dodając, że wówczas zwrócono uwagę, że w dokumentach był zapis, iż ten święty biskup i męczennik na Dolnym Śląsku był od wieków czczony, jako patron chroniący miasto od kataklizmów. – Okazało się, że odbywały się procesje, które zawieszono kiedy władzę w mieście przejęli protestanci – tłumaczył kapłan. Podkreślił także, że od czasu, gdy każdego roku ulicami Wrocławia przechodzi procesja z relikwiami, kataklizmy omijają miasto.
Ks. A. Drwiega podkreślił, że święci męczennicy przypominają nam, iż o Bogu powinno się świadczyć słowem i czynem w każdym miejscu:
Po nabożeństwie w procesji, wśród modlitw i śpiewów, przeniesiono relikwie do kościoła pw. śś. Stanisława, Wacława i Doroty. Relikwiarze nieśli przedstawiciele różnych wrocławskich parafii. Tradycyjnie uroczystość zakończyła Eucharystia, której przewodniczył bp Andrzej Siemieniewski. Hierarcha w homilii przytoczył argumenty przemawiające za tym, by chrześcijanie z modlitwą wychodzili poza mury świątyń w pielgrzymkach i procesjach. – Przede wszystkim widzimy, że sam Jezus wychodził na ulice, place, przemierzał miasta i wsie – tłumaczył ksiądz biskup, dopowiadając, że wędrując łatwiej jest zrozumieć, co to znaczy, że Kościół jest wędrującym ludem Bożym. Zwrócił przy tym uwagę, że obecność relikwii świętych ułatwia przyjęcie prawdy o Kościele wędrującym przez wieki. – Jesteśmy w tym samym Kościele, w którym byli wielcy święci apostołowie, męczennicy – mówił, dodając, iż w czasie procesji można było sobie uświadomić także, iż wspólnota założona przez Jezusa wędruje przez współczesność. – Mogliśmy, rozglądając się, widzieć i tych, którzy w rynku odpoczywają czy zwiedzają. Mogliśmy widzieć tych, którzy samochodem czy tramwajem zmierzają w stronę swoich spraw. To wszystko życie – zwykłe, codzienne, a Kościół pośród codzienności prowadzi nas do Boga. Zdaniem hierarchy ważne jest, by uświadamiać sobie, że jako członkowie ludu Bożego jesteśmy zanurzeni w codzienności. W przeciwnym razie można z wiary uczynić „niedzielny rezerwat”. – Można by zacząć uważać, że wierzę wtedy, gdy jestem w niedzielę w kościele, ale na zewnątrz świątyni powracam do „normalnego życia” – tłumaczył bp Andrzej Siemieniewski.
Na zakończenie hierarcha przypomniał, że wędrówka uczestników procesji miała konkretny cel: kościół pw. śś. Stanisława, Doroty i Wacława. – Nasze wędrowanie to nie błąkanie się – mówił, dodając, że człowiek uczestniczący w procesji ma cel, wie dokąd idzie i ma świadomość, jak zakończy się jego wędrówka. – Procesja przypomina nam, że życie człowieka ma swój cel, a lud pielgrzymujący ostatecznie zmierza do zbawienia wiecznego.
Posłuchaj całej homilii biskupa Andrzeja Siemieniewskiego: