Parada śmierci lub orszak jej Zwycięzcy, groza lub radość, światło lub mrok – tego wieczoru wrocławianie stanęli wobec wyboru.
Gdy jedni delektowali się pochodami wampirów i – bardzo realistycznie przebranych – gnijących nieboszczyków, drudzy sięgali wysoko ponad ciemności grobu. 31 października rozśpiewany Marsz Świętych przyszedł do kościoła pw. Świętej Rodziny. – Mamy do ogłoszenia dobrą wiadomość! Idziemy powiedzieć, że świętość jest radosna, że nie musimy niczego się bać, że możemy pogodnie iść przez życie – mówił do uczestników barwnego korowodu ks. Adam Łopuszyński.
Kogóż tu nie było! Święci Franciszkowie, Joanny d’Arc, malutki św. Łukasz, Zofia z palmą męczeństwa, młodziutki Karol Wojtyła, uzbrojony św. Marcin, mnóstwo świętych księżniczek i królewien – na czele z Jadwigą i Kingą. Wyjątkowo podobna do „oryginału” była św. Tereska od Dzieciątka Jezus – ze specjalnie uszytym habitem i welonem pożyczonym od sióstr służebniczek. Marsz poprowadził Wiesław Świder spod szkoły przy ul. Krajewskiego, do której uczęszczała jego córeczka Dominika, zmarła kilka lat temu na skutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Pod kościołem maszerujący święci złożyli u stóp krzyża płonące lampki, a następnie mogli uczestniczyć m.in. w Mszy św. i koncercie zespołu New Life’m.
Organizatorzy zadbali, by wieczór wypełniła żywiołowa radość niebieskiego Jeruzalem – nie brakło nawet tańca. – Nie można być świętym tylko od święta – mówił w homilii ks. Piotr Wiśniowski, tłumacząc, że świętość rodzi się pośród codziennych zmagań. Przywołał m.in. Jana Pawła II: – To nie był ktoś od samego początku otoczony aureolą czy mający skrzydła w plecach. Świętość to zmaganie się z sobą.
31 października na czuwanie modlitewne i procesję z relikwiami świętych zaprosili wrocławian także wrocławscy karmelici bosi, a przedtem w różnych miejscach odbywały się radosne Bale Wszystkich Świętych.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się