Pan Jezus, posyłając uczniów, polecił, by wchodząc do jakiegokolwiek domu mówili: "Pokój temu domowi", a nie: "Nie podoba mi się to, gdzie pracujesz".
Zwyczajny komentarz i moje słowa, że nie przeszkadza mi to, że dany dziennikarz pisuje do „Wyborczej”, wywołały sporą burzę. Bo dlaczego mi nie przeszkadza? Przecież powinno mi przeszkadzać i właściwie od tego powinienem rozpocząć swoją wypowiedź: „Nie lubię go, bo pracuje w GW”. Nie pomogło odwołanie do słów Kazimierza Pawlaka z „Samych swoich”, które akurat bardzo lubię, że „Polacy nie dzielą się na Kresowych i resztę, a prosto: na mądrych i głupich”.
Mam dość interpretowania wszystkiego w tym kraju w kluczu: „PO – PiS”, „Wyborcza – Nasz Dziennik” i rozpoczynania rozmowy od: „On jest z nimi, więc wszystko, co robi, jest złe, głupie, nie ma sensu go słuchać, a najlepiej gdyby w ogóle zniknął, bo to nasz wróg”. Mam tego dość, bo jeszcze nie tak dawno Wrocław był taką wyspą na polskim morzu, gdzie o tym kluczu zapomniano, z korzyścią dla miasta i mieszkańców. Jeszcze nie tak dawno...
Gdyby Pan Jezus stosował tę metodę, jawnogrzesznica nie miałaby czego szukać i poleciałby w jej kierunku o jeden kamień więcej, a celnik Mateusz do dziś siedziałby na drzewie, natomiast piszący biografię św. Pawła uznaliby, że nie powinno być zgody na wyniesienie go na ołtarze, bo przecież kiedyś uczestniczył w kamienowaniu Szczepana, a o łotrze nawróconym na krzyżu w tym kontekście nawet nie warto wspominać. Ale że chciało się Panu Jezusowi w ogóle z nim rozmawiać...