Czy kobieta, którą zdradzał mąż, ponosi winę za niewierność swojego ślubnego? A może powinna ponieść konsekwencje jego zachowania?
Wyobraźmy sobie wspaniałe małżeństwo. Żyją zgodnie. Wszyscy wskazują ich jako wzorową parę. Nagle mężczyzna umiera, a kilka dni po śmierci do jego żony przychodzi kobieta z informacją: „Od ośmiu lat twój mąż zdradzał cię ze mną, a owocem tego jest dziecko”. Czy ktoś wystąpi w mediach i powie, że winna jest wdowa? A może od kobiety zażąda alimentów? Nie pytam już, czy ktoś stwierdzi, że monogamia jest przeżytkiem i trzeba pozwolić mężczyznom na wielożeństwo, albo będzie otwarcie występował przeciwko wierności małżeńskiej, argumentując, że wówczas pozbędziemy się tego rodzaju problemów.
"Arcybiskupie, obudź się"; "Niech Kościół płaci"; "Winny jest celibat" – to tylko niektóre z słów, jakie padły w związku z głośną sprawą zmarłego kapłana, którego oławianka Wiesława Dargiewicz wskazuje jako ojca swojego dziecka.
Jako ksiądz ślubował wierność Chrystusowi i Kościołowi. Kobieta miała tego świadomość. Za życia duchownego ich relacja była utrzymywana w tajemnicy przed Kościołem i społeczeństwem.
Nawet jeśli sąd uzna, na podstawie ogłoszonych już w mediach wyników badań medycznych, że ksiądz profesor jest biologicznym tatą małego chłopca, przypisywanie winy Kościołowi jest – w moim odczuciu – jak oskarżanie zdradzanej żony, a postulowanie zniesienia celibatu jak żądanie zniesienia monogamii i wyśmianie wierności małżeńskiej jako antidotum na zdrady małżeńskie.
Który detektyw i który dziennikarz podpisze się pod takimi postulatami?