Dziwi mnie cisza feministek, kiedy widzą taką dyskryminację kobiet.
Jak podaje „Gazeta Wrocławska” w swoim weekendowym wydaniu, w związku ze zbliżającymi się balami studniówkowymi w internecie zaroiło się od ogłoszeń, które - w myśl tradycji rodem co najmniej ze średniowiecza - podkreślają, że jednak jest różnica pomiędzy mężczyzną a kobietą. Okazuje się, że wrocławskim maturzystkom nie jest wszystko jedno, z kim pójdą na studniówkę, a te, które nie mają obok siebie osoby (żeby nie napisać partnera) zdeklarowanej spędzić ów wieczór z przyszłą abiturientką, postanowiły takowe sobie wynająć, ogłaszając się w sieci. I - co ciekawe - wszystkie poszukują kogoś płci przeciwnej. Aż dziw bierze, że nie słychać komentarzy, iż to takie zaściankowe.
Przeraża mnie także, że naczelne feministki kraju nie bronią kobiet i nie protestują wobec tego rodzaju dyskryminacji pań. Okazuje się bowiem, że najbardziej cenionymi partnerami są studenci II lub III roku Politechniki i Uniwersytetu Medycznego, a - jak czytamy w artykule - jeśli partner „studiuje w Łodzi aktorstwo lub jest przyszłym bankowcem z Warszawy, może za jeden wieczór zarobić nawet 500 złotych”. To podobno dlatego, że dziewczyny chcą się pochwalić i błyszczeć światłem partnera przez tę jedną noc.
A to nam się porobiło! Kobieta sama z siebie nie jest wyjątkowa? Dopiero może zabłysnąć, gdy obok niej jest mężczyzna, którym może się pochwalić? A panie Środa, Szczuka i inne milczą? To ja jestem przeciwny takiemu traktowaniu kobiet i postuluję, by do wrocławskich szkół ponadgimnazjalnych wprowadzić trenerów, którzy będą przeciwdziałać takiemu dyskryminowaniu kobiet przez... nie same.