Oburzenie wywołała informacja z Legnicy o skatowanym... kocie. Tymczasem aborcja eugeniczna ma przyzwolenie sporej części społeczeństwa.
W internetowym wydaniu "Gazety Wrocławskiej" pojawiła się informacja o tytule "Makabra! Kot obdarty ze skóry, w reklamówce. Wcześniej wisiał nabity na płot". Zamieszczono tam list oburzonej mieszkanki Legnicy, której inna pani pokazała "leżącego na chodniku, zapakowanego w jednorazową reklamówkę, obdartego ze skóry kota". Do listu dołączono zdjęcia, które "Gazeta Wrocławska" zamieściła do obejrzenia. Dalej autorka narzeka na pracę Policji, która nie potraktowała jej zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa znęcania się nad zwierzętami zbyt poważnie (cały tekst można przeczytać tutaj pod warunkiem ukończenia 18 lat).
Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo pod listem pojawiło się co najmniej kilka komentarzy, w których internauci wyrażali się emocjonalnie, jaka to zbrodnia tak potraktować kota. Trudno się oczywiście z nimi nie zgodzić, ale rodzi się jedno pytanie: czy podobnie reagują na zdjęcia i informacje o zabijanych w łonach matek dzieciach? Wielokrotnie miałem okazję towarzyszyć wrocławskiemu oddziałowi Fundacji Pro-Prawo do Życia, który każdego miesiąca organizuje pikiety mające przypomnieć mieszkańcom miasta o tym jak traktowane są poczęte i nienarodzone dzieci, u których wykryto choroby genetyczne. Reakcje na zdjęcia, które pokazują na transparentach nie są zbyt przychylne. Należy dodać, że w całej Polsce, tylko w roku 2012 zabito 752 niczemu niewinne osoby. Zwierząt nikt chyba nie liczy...
Nawet nie wypada porównywać zabijania dzieci i legnickiego kota. Nie wypada, bo to przecież nie ten kaliber. Jeśli jednak o zabiciu zwierzęcia ludzie piszą "zbrodnia" to jak powinniśmy nazwać aborcję? Liczę, że dziennikarze Gazety Wrocławskiej, ale także innych tytułów, z równie dużą empatią, będą traktowali doniesienia o kolejnych morderstwach na bezbronnych dzieciach i nazwą je, co najmniej tak jak w tym przypadku "dramatycznym wydarzeniem".