Tradycyjny pochód studentów. Zabawa przednia i kolorowa. Byłoby naprawdę całkiem fajnie, ale...
Majowe studenckie świętowanie to stały element ośrodków akademickich w całej Polsce. Mniej lub bardziej wyrafinowane imprezy (dlaczego, patrząc na nazwy kolejnych punktów programu, ma się wrażenie, że coraz mniej?), morze alkoholu i, jak podkreślają uczestnicy, dobra zabawa. To nie ma być tekst uderzających w ideę wspólnych wygłupów. W końcu młodość ma swoje prawa, jak mawiają również starsi.
Poszedłem na pochód juwenaliowy. W stolicy Dolnego Śląska wzięło w nim udział kilka tysięcy żaków. Niewiele, skoro jest ich we Wrocławiu ponad 100 tysięcy. Miały być sympatyczne zdjęcia, by pokazać czytelnikom, że można się bawić z pomysłem i z głową. Rzeczywiście pomysłów było mnóstwo, ale część uczestników głowy zostawiła w domach lub akademikach.
Do czego zmierzam? Tradycja nakazuje na wspomniany pochód wymyślić jakieś przebranie. Im bardziej rzuca się w oczy, tym lepiej. Rzymscy gladiatorzy, roboty, postacie z bajek i reklam telewizyjnych, superbohaterowie i wiele, wiele innych.
Spotkałem podczas robienia zdjęć kolegę ze studiów (kilka dobrych lat już minęło od ich zakończenia). Przygotowywał materiał dla jednego z internetowych portali. Zauważyliśmy to obaj. Najwięcej wśród studentów było "sióstr zakonnych", "księży" i "zakonników". Ktoś zapyta: i co z tego? No niby nic, a jednak.
To nie przesada, że w tym danym momencie habit (sutanna), krzyż na szyi i popijanie piwa to nie uliczna ewangelizacja, ale jawna drwina z wyznawców Chrystusa. Zrobiło mi się po prostu przykro. Zastanawiające jest, dlaczego nie było widać wśród przebranych żydów, muzułmanów, buddystów i wyznawców innych religii. Pewnie by zareagowali. A przecież tak niewiele trzeba - odrobina szacunku wystarczy. Wszystkich dla wszystkich.
W galerii kilka fotek, na których widać, że jednak można.