Wśród podążających na Jasną Górę są niepełnosprawni ze wspólnoty L'Arche. Opiekują się nimi... więźniowie.
Pomysł wzięcia niepełnosprawnych intelektualnie na pielgrzymkę wyszedł od... więźniów, których Katarzyna odwiedza w zakładzie karnym. - Zapytali mnie, czy idę na pielgrzymkę, a kiedy powiedziałam, że w tym czasie pracuję, oni zasugerowali, że mogłabym przecież wziąć swych podopiecznych - mówi. Podkreśla, że podjęła wyzwanie, ale warunek był jeden - musieli znaleźć się wolontariusze.
Co ciekawe, swój udział zaproponowali sami więźniowie. Zapytali kapelana zakładu, o Kazimierza Tyberskiego. Ten uznał, że są przygotowani do pomocy. Udało się uzyskać wszelkie zgody, zarówno po stronie więzienia, jak i po stronie opiekunów z "Arki". - Na trasę wyruszyliśmy z pięcioma podopiecznymi i jednym wolontariuszem. W tym składzie doszliśmy do Oleśnicy. Kolejne etapy pokonuję już tylko z trzema niepełnosprawnymi - tłumaczy Katarzyna.
Rola wolontariuszy z więzienia jest nie do przecenienia. - Pomagają rozbijać namioty, a jeden z nich nam ciągle towarzyszy. Zwłaszcza przy Beacie, która potrzebuje większego wsparcia jak dwóch jej kolegów. Taka jest specyfika tej niepełnosprawności, że nie mierzą swoich zamiarów na możliwości. Rwą się do niesienia tub i zaraz energia im opada - opowiada.
Katarzyna podkreśla, że szczególnie dobry wpływ, zwłaszcza na chłopców, ma Paweł. - On ich dyscyplinuje - zaznacza. Zaznacza, że to nie jest pierwszy jego kontakt z podopiecznymi "Arki". - Mieliśmy się okazję spotykać na wolontariacie w hospicjum oo. bonifratrów. Z niepełnosprawnymi prowadzimy tam warsztaty terapii zajęciowej, a osadzenie tam po prostu pracują. Na pielgrzymce jest jednak trochę inaczej. Tutaj kontakt i relacje trwają 24 godziny przez tych 9 dni - mówi.
Opiekunka zaznacza, że więźniowie też się bardzo wiele uczą. - Mówię mu, że jak Mateusz coś robi, to wcale nie oznacza, że jest świadomy konsekwencji i trzeba go hamować, a jeśli Rafała ciągnie na papierosa, to należy go zastopować, jak tatuś - dodaje z uśmiechem.