Samochód czy rower, miejsca parkingowe czy ścieżka rowerowa lub pas zieleni? „Okołodrogowe” emocje wrocławian zaczynają sięgać zenitu.
Zbliżająca się przebudowa ulic Nadodrza i Ołbina, która drastycznie zredukuje ilość miejsc parkingowych, pojawiające się coraz częściej w różnych miejscach miasta słupki na chodnikach, blokujące możliwość zatrzymywania się – zmiany na ulicach, przez jednych witane z zadowoleniem („nareszcie”, „szkoda, że tak wolno to idzie”), u coraz większej ilości osób rodzą niezrozumienie i gwałtowny sprzeciw.
Argumenty przemawiające za uprzywilejowaniem rowerów i komunikacji miejskiej są mocne. Korki, spaliny, zawalone autami chodniki, nierozsądni i aroganccy kierowcy powodujący zagrożenie. Lepiej funkcjonujemy pośród ciszy, zieleni i… ruszając się, nieco dalej niż pomiędzy bramą a stojącym obok niej samochodem. Czy jednak mają rację ci, którzy na forach internetowych każdego przeciwnika obecnie prowadzonej antysamochodowej polityki miasta uznają za bezczelnego lenia, któremu nie chce się wsiąść na rower czy przejść 300 m do tramwaju, bez auta czuje się nikim, a pasażerów MPK uważa za brzydko pachnące pospólstwo, niegodne, by w takim towarzystwie jechać do pracy? Pewnie są i tacy.
Większość jednak przeciwników owych antysamochodowych zmian podaje argumenty zgoła inne. Ludzie dowożący po drodze do pracy gromadkę dzieci do przedszkola czy szkoły, mający niepełnosprawnego członka rodziny, osoby dojeżdżające do pracy spoza Wrocławia czy poza Wrocław, powracające do domu późnym wieczorem, właściciele niewielkich firm, jakich wiele choćby na Nadodrzu, zmuszeni przewozić na co dzień przedmioty nieco większe niż torebka czy aktówka… Trudno ich przekonać, że auto w mieście - jak można usłyszeć ze strony zdecydowanych przeciwników samochodów - to niesłychany luksus, na który od tej pory nie powinni liczyć. Czy praktyczne zabieranie im z chwili na chwilę możliwości codziennego korzystania z samochodu – którego po remoncie ulic nie będą mieli gdzie zostawić w promieniu kilku lub więcej kilometrów, nawet na płatnym parkingu – jest słuszne? Mieszkańcy okolic, poddawanych nagłym działaniom skierowanym przeciw autom, czują się lekceważeni. Nikt nie lubi być uszczęśliwiany „na siłę”, choćby upiększaniem jego otoczenia, bez wsłuchania się w opinie, potrzeby i problemy długoletnich mieszkańców. Czy, uznając słuszność redukowania ruchu samochodowego, nie należałoby nieco zmienić kolejności działań – najpierw (lub równolegle) w odczuwalny sposób usprawnić komunikację, nie tylko miejską, ale i podmiejską, a także zadbać choćby o możliwość pozostawiania aut na peryferiach? Może właśnie owa kolejność jest największym problemem?