Gdziekolwiek - przy różnych okazjach - pojawiałem się w Polsce, zapytany skąd jestem z dumą odpowiadałem: "z Wrocławia", nastawiając ucha na kolejne "ochy" i "achy" dotyczące naszego miasta. Dziś zaczynam się obawiać, że ostatnie wydarzenia ujawniły prawdę, że Wrocław wcale nie jest taki piękny i wspaniały.
Nie mam zamiaru angażować się w działalność polityczną, szczególnie przed druga turą wyborów, do której dojdzie w wielu dolnośląskich miastach. Nie chcę - broń Boże - komentować zarzutów stawianych dziś sprawującym władzę, ani odnosić się do haseł głoszonych przez tych, którzy twierdzą, że tę władzę są gotowi przejąć. Chcę jednak zaangażować się w politykę, rozumianą - zgodnie z nauczaniem św. Jana Pawła II - jako "roztropną troskę o dobro wspólne".
Potrzeba wynika nie z moich ambicji, ale z liczb bezlitosnych dla wrocławian, spośród których niewiele ponad 36 proc. zadało sobie trud, by z okazji wyborów wyjść z domu i postawić krzyżyk przy nazwisku wybranego kandydata. Tu już nie trzeba przestrzegać. Tu trzeba bić na alarm. Wszak miasta są silne nie siłą: budynków, stadionów, inwestycji, remontów, nowych technologii ale siłą swoich mieszkańców, którzy czują się częścią dużej społeczności, chcą uczestniczyć w jej życiu i brać za nią odpowiedzialność. Pod tym względem - jak wskazuje wyborcza frekwencja - nie jesteśmy na szarym końcu. My tworzymy szary koniec.
Jezus Chrystus posyłając uczniów nie mówił: "Idźcie i nie zabijajcie", albo "Idźcie i nie krzywdźcie innych". Mówił: "Idźcie i kochajcie". Chrześcijanin to nie ten, kto nie czyni zła, ale ten, kto wykorzystuje każdą okazję, by uczynić dobro, przemieniać świat na lepszy. Dlatego rozpoczynając każdą Eucharystię spowiadamy się, że zgrzeszyliśmy: "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Jeśli mam okazję do czynienia dobra, a z lenistwa lub innych powodów jej nie wykorzystuję popełniam grzech zaniedbania. Trudno mi spojrzeć na uczestnictwo w wyborach jako na ogromną okazję do przemieniania naszego świata na lepszy, na pokazanie braciom siostrom, że zależy mi na ich losie. W ten sposób moje wyjście z domu i wrzucenie kartki do urny to konkretny wyraz miłości bliźniego, który żyje obok mnie i z którym tworzymy małą i dużą ojczyznę.
Wspomniany już papież-Polak zauważał, że niski poziom kultury politycznej może sprawić, iż wielu ludzi prawych, kompetentnych unika zaangażowania politycznego, ale dodawał, że nic nie usprawiedliwia sceptycyzmu i nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych.
Wierzę, że nie tylko w najbliższą niedzielę, ale także w kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata, kiedy okazja ku dobru się pojawi nie będziemy musieli powiedzieć: "Spowiadam się, bo zgrzeszyłem zaniedbaniem".
_______________
Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: