Tym wydarzeniem żyła cała Polska. Prokuratura orzekła, że nie doszło do złamania prawa przy przeprowadzonej nieudanej aborcji dziewczynki z Wrocławia.
Jak donosi "Gazeta Wrocławska", prokuratura ze stolicy Dolnego Śląska potwierdziła, że aborcja, którą przeżyła dziewczynka, została przeprowadzona zgodnie z prawem "w oparciu o przepis, który umożliwia przerwanie ciąży, kiedy płód nie będzie miał zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki". Śledczy rozstrzygnęli również, że zabieg nie został przeprowadzony zbyt późno, bo o tym "decydują lekarze w oparciu o wskazania medyczne".
Przypomnijmy, że zabieg został przeprowadzony w szpitalu przy ul. Kamieńskiego. Podczas próby zabicia dziewczynki, u której stwierdzono wiele wad wrodzonych, w tym zespół Downa, zdecydowano o jego reanimacji. Dlaczego? Bo dawała "za duże oznaki życia". Proces terminacji ciąży już opisywaliśmy, ale by pobudzić wyobraźnię przytoczę go jeszcze raz. I żeby nie było. To są słowa ginekologa!
"Podaje się środki na wywołanie skurczy, dziecko jest wyciągane na zewnątrz i podawane matce lub odkładane do łóżeczka. Wiadomo, że dziecko, które urodzi się w taki sposób, nie jest zdolne do samodzielnego życia poza łonem matki. Zwykle śmierć następuje jeszcze przed przyjściem na świat, jednak często, jeśli dziecku udaje się przeżyć, umiera dopiero po kilku minutach. Dziecko może w tym czasie dawać oznaki życia. Tak było w tym konkretnym przypadku." (więcej TUTAJ).
Teraz do rzeczy. To, że prokuratura uznała, że nie zostało złamane prawo, wcale nie oznacza, że wszystko było (i jest w innych przypadkach) w porządku. Zabijanie ludzi - w tym wypadku dzieci nienarodzonych z powodu ich wad genetycznych - jest czymś moralnie złym. Zasłanianie się obowiązującymi przepisami jest i pewnym zwyrodnieniem, i objawem znieczulicy na życie. A czy lekarzom wypada być na nie znieczulonym?
Społeczeństwo polskie próbowało już kilka razy doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji. Dlaczego? Bo większość z nas jest wrażliwa na wspomniane życie. Przykre, że "odpowiedzialni" w naszym kraju mają to wszystko, a zwłaszcza wolę wyborców w nosie (żeby nie powiedzieć mocniej) i setki tysięcy podpisów ją potwierdzających uważają za śmieci.
Dziewczynka z Wrocławia poruszyła serca swoim 29-dniowym życiem - zbyt krótkim, bo zbyt wcześnie rozpoczętym poza łonem matki. Może poruszy je kolejny raz wtedy, gdy znów będą zbierane podpisy pod obywatelskim projektem zaostrzenia prawa aborcyjnego.
Artykuł w Gazecie Wrocławskiej znajduje się TUTAJ.
Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: