Życie to spotkanie z bliźnim

Dla wielu ojciec, przyjaciel i autorytet. Należał do pierwszego powojennego rocznika wrocławskich alumnów. Niedawno skończył 90 lat, a wciąż służy dobrym słowem, doświadczeniem, mądrością i uśmiechem. Z Józefem Pazdurem, biskupem pomocniczym seniorem archidiecezji wrocławskiej, rozmawia Maciej Rajfur.

Maciej Rajfur: 30 lat posługi biskupiej, 63 lata kapłaństwa i 90 lat życia. Jest okazja do krótkiego podsumowania i przywołania tych najlepszych wspomnień. Które zapadły Księdzu Biskupowi najmocniej w pamięć?

Bp Józef Pazdur: Wszystkie lata mojego kapłaństwa są dowodem wielkie łaski Bożej. Dobrze pamiętam początkowy okres, po przyjeździe do Wrocławia w 1946 roku. Należałem do wspólnoty studentów z różnych wydziałów Uniwersytetu Wrocławskiego. Wśród tych ludzi Bóg w pewnym momencie pokazał mi moje powołanie. Zdarzały się sytuacje, że w parafii św. Michała Archanioła mieszkańcy przychodzili modlić się do kościoła i czekali na księdza, żeby odprawił dla nich Eucharystię. A do ołtarza nie wychodził żaden kapłan.

Przypomnijmy, że mówimy o latach powojennych i realiach wyniszczonego przez II wojnę światową Wrocławia.

Potrzebowaliśmy wtedy w tym zagruzowanym i ponurym mieście umocnienia w postaci Mszy św. I pewnego razu, kiedy tak ludzie czekali, siedząc w ławkach wyciągniętych z ruin, przyszła mi do głowy myśl: „Są wierni, a nie ma celebransa. Może powinienem służyć społeczeństwu i zostać księdzem?”. I tą drogą mnie Bóg poprowadził. Zostawiłem moje dotychczasowe studia i rozpocząłem formację kapłańską.

Z dzisiejszej perspektywy możemy śmiało powiedzieć, że Bóg miał dla Jego Ekscelencji zdecydowanie większe plany - kapłaństwo w formie biskupiej, czyli pasterskiej. Co czuł ks. Józef Pazdur w chwili otrzymania sakry biskupiej?

Na pewno radość, ale także na początku lekki strach. Łaska Boża jednak działała na mnie i jakiekolwiek wątpliwości szybko odstąpiły. Nominacja na biskupa pomocniczego archidiecezji wrocławskiej umocniła mnie w przekonaniu, że spełniam wolę Bożą, realizuję plan Najwyższego na moje życie. W sercu czułem pewność, że Bóg mnie wspomaga w mojej posłudze.

A po burzliwych wojennych losach zaprowadził do Wrocławia. Skąd ta decyzja, żeby po 1945 roku osiedlić się na Dolnym Śląsku?

Przyjechałem tutaj ze wschodniej Małopolski i podjąłem studia agronomiczne na Wydziale Rolnym. Po roku nastąpił zwrot o 180 stopni i rozpoczęcie formacji kapłańskiej w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym. Ominąłem oddziały krakowskie i tarnowskie, bo wydawało mi się wtedy, że po wojnie ziemie zachodnie potrzebują polskości. Moja mama powtarzała pytanie: Czemu wyjechałeś na ten dziki Zachód? Ja natomiast uważałem, że mam obowiązek budować w tym regionie nową, powojenną i przede wszystkim polską rzeczywistość.

Niejednokrotnie do poszczególnych pasterzy Kościoła przyporządkowuje się jakiś charyzmat. Św. Jana Pawła II nazwano niegdyś niestrudzonym pielgrzymem z uwagi na jego podróże. Ojciec święty Franciszek dał się poznać światu jako skromny brat najuboższych. Czy był taki akcent u Księdza Biskupa, który sprawiał największą przyjemność i z czasem stał się wizytówką osoby bp. Józefa Pazdura?

Myślę, że jako biskup pomocniczy archidiecezji często odbywałem różnego rodzaju wizytacje. W trudnych czasach komunizmu i transformacji ustrojowej nie mieszałem się w politykę, chciałem jedynie jak najlepiej wypełniać swoją kapłańską misję. Dlatego chętnie wychodziłem do ludzi i spotykałem się z nimi. Dzisiaj sytuacja nieco się odwróciła i teraz oni mnie odwiedzają. Pamiętają o mnie i często przynoszą podarunki, czy kwiaty w dowód wdzięczności. Tym samym dają mi do zrozumienia, że byłem wtedy potrzebny i czyniłem dobro w imię Jezusa Chrystusa. Razem wspominamy stare czasy. Przychodzą do mnie również dzieci, które błogosławiłem jeszcze w łonach swoich matek. Dziękują za duchową opiekę. To bardzo miłe i wzruszające.

Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek i zbieranie owoców ciężkiej wieloletniej pracy duszpasterskiej. Nieprzypadkowo wierni od dawna zwracają się do księdza biskupa per „ojcze”.

Drzwi do mojego domu były zawsze otwarte. Przyjmowałem wielu księży i wiele sióstr zakonnych w trudnościach. Razem pochylaliśmy się nad ich problemami, szukaliśmy rozwiązania najbliższego woli Bożej. Spotkanie z drugim człowiekiem i rozmowa były w moim życiu czymś bardzo ważnym. Nie zdajemy sobie czasem sprawy z tego, że nawet niby nic nie znaczące wysłuchanie trosk bliźniego może okazać się dla niego wielką pomocą.

Dziś i jutro odbywają się uroczystości jubileuszowe bp. Pazdura. O szczegółach piszemy TUTAJ.


Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji:

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..