W niedzielne popołudnie niewielka wioska pod Wrocławiem zamieniła się w powojenne miejsce walki o niepodległą Polskę. Rekonstrukcję historyczną z okresu stalinizmu obejrzeli mieszkańcy Świętej Katarzyny i okolic.
Obchody Narodowe Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych rozpoczęły się Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej występem chóru, który wykonał kilka patriotycznych pieśni. Następnie została odprawiona uroczysta Msza św. w obecności sztandarów szkolnych, harcerskich oraz Ochotniczej Straży Pożarnej. W kazaniu ks. Hubert Daniel wspomniał najbardziej wyraziste postacie podziemia niepodległościowego.
- Oni wiedzieli, że nie tylko warto tak żyć, ale trzeba tak żyć. Bohaterowie, którzy oddali zdrowie i życie, bo nie pogodzili się z kolejną, tym razem powojenną, okupacją. Warto tutaj wspomnieć choćby ochotnika do Auschwitz, rotmistrza Witolda Pileckiego, który nie raz podkreślał, że to wiara w Boga pozwoliła mu przeżyć i zbiec z obozu koncentracyjnego. A młoda, niepełnoletnią jeszcze Danutę Siedzikówna „Inka”? Została brutalnie zamordowana, a wcześniej katowana w więzieniu. Przecież ta sanitariuszka nikogo nie zabiła, do nikogo nie strzelała. Opatrywała nawet swoich wrogów – przywoływał zapomnianą na lata historię kapłan.
Po Eucharystii okoliczni mieszkańcy przeszli w marszu ulicami Świętej Katarzyny, niosąc portrety Żołnierzy Wyklętych oraz transparenty oddające im cześć. Deklamowano w głośnikach historię poszczególnych bohaterów, a także śpiewano pieśni. Gdy wszyscy doszli do parku obok szkoły, nadszedł czas na kulminację wydarzeń patriotycznych. Rekonstrukcję bitwy podziemia niepodległościowego z odziałem NKWD zaprezentowała wrocławska Grupa Historyczno-Edukacyjna „Młot” im. kpt Władysława Łukasiuka oraz Grupa Rekonstrukcji Historycznej "OKA" z Namysłowa.
- Działamy już 5 lat, a wcześniej robiliśmy takie rzeczy w ramach innej grupy, a więc mamy doświadczenie, które pozwala nam dobrze wykonać całą akcję. Z naszej ekipy dzisiaj uczestniczyło 12 osób. Graliśmy odział NKWD, czyli rosyjskich komunistów. Przyzwyczailiśmy się do występowania jako czarny charakter inscenizacji. Ktoś to musi robić (śmiech). Liczy się efekt i przekazywanie prawdy społeczeństwu - mówi Tadeusz Kwiecień z GRH „OKA” z Namysłowa.
Cała inscenizacja obfitowała w wybuchy i strzały. Najpierw odział polskiej partyzantki napadł na rosyjską ciężarówkę, przejmując jej zawartość. Następnie rosyjscy żołnierze powrócili i zaatakowali obóz Polaków. Nastąpiła duża wymiana ognia. Niestety podziemne wojsko polskie przegrało bitwę, a ci z partyzantów, którzy przeżyli, zostali natychmiast rozstrzelani przez NKWD, wykrzykując wcześniej hasło: „Niech żyje Polska!”.
- Widzieliśmy hipotetyczne starcie oddziałów antykomunistycznego podziemia z Armią Czerwoną wspomaganą przez Ludowe Wojsko Polskie. Polscy bohaterowie nie zdołali odeprzeć ataku NKWD. Pokazaliśmy taki rozwój wypadków, ponieważ historia uczy nas, że tak zazwyczaj się kończyły losy Żołnierzy Wyklętych. Oni z militarnego punktu widzenia toczyli bardzo nierówną walkę - opowiada Piotr Malawski, który wcielił się w rolę polskiego partyzanta.
Na koniec zebrani wzięli udział w apelu. Przywołał w nim wszystkich Polaków, którzy nie złożyli broni po II wojnie światowej i walczyli z sowieckim okupantem. Wyśpiewano Mazurka Dąbrowskiego. Kilka słów skierował do wszystkich burmistrz Siechnic, Milan Usak.
- Obraz przemawia zawsze inaczej niż słowa. Mimo drastyczności tych scen, mimo umiejętności rekonstruktorów i ich wysiłków, one nigdy nie będą w stanie oddać tego, jak było naprawdę. Rodzi się taka myśl, że ta względna wolność, zamożność, bezpieczeństwo i spokój, których doświadczamy obecnie, nigdy nie będą dane raz na zawsze. Dlatego tak ważna jest chęć utrzymania i kultywowania tej pamięci, bo nie wiemy, jak będzie w przyszłości. Codzienna praca, nauka, trud, rzetelne wykonywanie swoich obowiązków to są zadania, które powinniśmy wypełniać, aby budować naszą lokalną i tę większą ojczyznę w pokoju – przemawiał pod koniec uroczystości burmistrz Siechnic.
Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: