Wystawę prac Marii i Adama Ustyanowskich do końca czerwca można oglądać w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu.
Drzewa na polach, kwiaty, wiejskie chałupy. Tuż obok haftowane misternie serwety. Mąż rysował i malował, żona wyszywała. Państwo Ustyanowscy stworzyli niepowtarzalny duet artystyczny.
– Amator to nie ktoś, kto się nie zna na czymś, ale ktoś, kto kocha to, co robi – mówi dyrektor muzeum, ks. prof. Józef Pater. – A w przypadku tej pary artystów, mimo że sztuką nie zajmowali się zawodowo, nie brak prawdziwego profesjonalizmu.
Pani Maria, urodzona w 1922 r. w Lubieniu Wielkim, z czasem zamieszkała we Lwowie. Wysiedlona na Zachód, trafiła do Wrocławia. „Wyszywając, wracała tam, na Kresy. Jak się dobrze przypatrzeć tym Dzieło pani Marii Agata Combik /Foto Gość serwetkom, to można w nich zobaczyć... lwowskie lwy przy ratuszu, ulice Lenartowicza, Łyczaków, Lubień Wielki, Gródek Jagielloński, usłyszeć śmiech i radość tamtych czasów” – pisze jej córka, Ewa Ustyanowska.
Pan Adam, urodzony w 1920 r. we Lwowie, w 1944 r. rozpoczął w tym mieście studia w Szkole Artystycznej na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Rok później znalazł się w gronie przesiedlonych. Pracował jako lekarz, nigdy jednak nie porzucił rysowania. „Rysował na czym popadło, na kawałku gazety, na opakowaniu po czekoladkach »22 lipca«, na kartonie, na marginesach książek, które czytał i ilustrował przeczytane fragmenty….” – wspomina E. Ustyanowska.
Większość prac przedstawia elementy krajobrazu Agata Combik /Foto Gość
Wystawa „Homi leopoliensis”, pełna kresowej nostalgii i rodzinnego ciepła, przypomina wspólną drogę dwojga pięknych ludzi.
Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji: