Wojciech Sumliński, autor budzącej emocje książki "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego", gościł we Wrocławiu. Podczas spotkania nie krył swojego przywiązania do Pana Boga.
Prelegent rozpoczął spotkanie od przedstawienie kulisów swojej książki, która wzbudziła dużo kontrowersji w czasie kampanii wyborczej, szczególnie przed drugą turą. Bronisław Komorowski powtarzał jak mantrę, że tytuł jest niewiarygodny, nie warto się nim interesować, a autor to osoba, której nie można ufać.
- Muszę przyznać, że uczyniłem panu Komorowskiemu tą książką niesamowity prezent. Miała ona bowiem ukazać się według planu w grudniu lub styczniu, jednak mieliśmy pewne opóźnienia. Premiera nastąpiła 22 kwietnia, czyli w środku kampanii wyborczej. Bronisław Komorowski miał więc okazję podać mnie do sądu, jeżeli się nie zgadza z jej konkretną treścią. Publicznie go do tego namawiałem wielokrotnie. Nawet wysłałem do niego list, do którego dołączyłem jeszcze książkę - mówił Wojciech Sumliński.
Prezydent jednak nie skorzystał z tego, choć oficjalnie komentował, że pozycja jest po prostu niewiarygodna. Janusz Korwin-Mikke powiedział niedawno, że jeżeli choć 10 procent z całej treści jest prawdą, to on nie zazdrości bohaterowi książki, ponieważ te fakty stawiają go w bardzo trudnym położeniu.
- Zapewniam, że 100 procent jest prawdą. Na każde zdanie w tej książce mam dowody i przed każdym uczciwym sądem to udowodnię. Jestem w posiadaniu wielu materiałów, których nie mogłem zamieścić w tej książce, bo ujawniłbym tajemnice państwową. Ale gdyby pan Komorowski podał mnie do sądu, wskazując konkretnie fałszywą treść, wtedy ujawniłbym te dowody bez wahania. I to była przyczyna tego, że jeszcze urzędujący prezydent nie wkroczył ze mną na sądową ścieżkę - stwierdził pewnie Sumliński.
Autor określa swoją książkę jako jeden wielki akt oskarżenia dotyczący Bronisława Komorowskiego i jego środowiska. W przekonaniu dziennikarza, który mówi to z pełną świadomością, prezydent jest przestępcą i on może to udowodnić.
- Wszystko to, co jest w tej książce, udowodniłbym przed sądem, dlatego Komorowski uciekał od niej jak przerażony. W niektórych sieciach blokowano mi ją tak, że była dostępna od 25 maja, czyli dzień po wyborach, chociaż te sieci posiadały egzemplarze - opowiadał dziennikarz.
Na realia polskie nakład pozycji „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” był bardzo duży. Na maj 2015 roku wydrukowano i sprzedano już 130 tysięcy egzemplarzy. Nie ma w tej chwili na rynku lepszej pozycji w Polsce. Nakład okazał się niewystarczający.
- Nie podejmowano uczciwej walki z tą książką np. w sądzie, tylko nieuczciwie blokowano jej publikację do 24 maja. Jednak wiele osób w internecie rozpowszechniało ją i w ten sposób przebiła się do opinii publicznej. Niestety, usunięcie Komorowskiego z fotela prezydenckiego nie załatwia wszystkiego - mówił W. Sumliński na spotkaniu we Wrocławiu.
Zaznaczył, że kolejnym ważnym krokiem, który Polska powinna postawić, są jesienne wybory parlamentarne. Następnie musi nastąpić oczyszczenie państwa polskiego z patologii, jaką są choćby Wojskowe Służby Informacyjne.
- Wraz z ks. Stanisławem Małkowskim objechaliśmy kilkadziesiąt państw, te, w których mieszkają Polacy. Wszędzie słyszymy to samo: "Gdyby w Polsce było godne życie, nie wyjechalibyśmy z kraju”. Analizowałem około stu kontraktów. Wszędzie tam, gdzie padają sumy od miliarda w górę, pojawiają się nazwiska osób związanych z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi - oświadczył Sumliński.
Autor budzącej kontrowersje pozycji podkreśla, że wiele zawdzięcza Bogu i modlitwom ludzi dobrej woli, którzy wspierają go w jego działaniu. Procesy sądowe i różnorodne komplikacje zszargały mu nerwy i załamały go, ale to dzięki Bogu zdołał się podnieść i walczyć.
- Ja to nazywam cudem, zapewne tylko dzięki modlitwie wielu ludzi jestem tu, gdzie jestem. Co do zmian, o których mówię, pokładam nadzieję w Panu Bogu. Jeżeli Polacy będą modlić się tak jak Węgrzy choćby krucjatą różańcową, mogą wiele zdziałać. Oprócz modlitwy musimy jeszcze robić to, co do nas należy, a jest bardzo wiele do zrobienia - podsumował Wojciech Sumliński.