Oficer Wojska Polskiego, dowódca brawurowej "Akcji S", żołnierz ZWZ i AK, ale także uczciwy i kompetentny adwokat. Do tego przykładny ojciec i mąż. Dzisiaj przy ul. Sądowej 4 odsłonięto pamiątkową tablicę na cześć Zbigniewa Rysia.
Uroczystość odbyła się przy ul. Sądowej 4, gdzie Zbigniew Ryś w latach 1969-1983 pracował jako adwokat, a wcześniej ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim. Tablicę odsłonili jego synowie Jacek i Lesław oraz wnuk Sebastian.
- Dziadek od dziecka był ciekawy świata, dlatego od 10. roku życia należał do harcerstwa, które zaszczepiło w nim dyscyplinę, wytrzymałość, szacunek dla starszych i słabszych oraz miłość do ojczyzny. Podczas nauki w szkole lubił historię i romantycznych bohaterów, ale nie przypuszczał, że to nie on będzie szukał romantycznych przygód, ale to one znajdą jego w tej tragicznej odsłonie - opowiadał zebranym wnuk Sebastian Ryś.
Z. Ryś wykazał się bohaterstwem jeszcze przed II wojną światową. Podczas powodzi stulecia w Małopolsce uratował 60 osób, pływając na kajaku, za co został odznaczony Medalem za Ratowanie Ginących. Później w Straży Granicznej szybko został dowódcą najlepszego patrolu pograniczników. Podczas wojny, jako żołnierz Polskiego Państwa Podziemnego, a dokładniej Związku Walki Zbrojnej, pełnił rolę kuriera. Po zakończeniu kampanii wrześniowej zajął się przerzutem znajomych oficerów i kolegów. Wsławił się jednak jako dowódca brawurowej "Akcji S".
- Jako komendant Oddziału Ochrony Przerzutów i Łączności zorganizował w lecie 1940 r. akcję odbicia Jana Karskiego, emisariusza rządu polskiego, z rąk gestapo ze szpitala w Nowym Sączu. Pamiętajmy także o jego wybitnej działalności kurierskiej. Jako spec od ochrony pogranicza był twórcą wielu nowatorskich, autorskich tras, m.in. trasy sztafetowej. Przenosił meldunki, pocztę, pieniądze, często transportował ludzi. Na trasie Warszawa-Budapeszt przebył 108 rajdów! - mówił S. Ryś.
Po wyjściu z ubeckiego więzienia ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Ze względu na działalność w AK podczas II wojny światowej, władze komunistyczne odmawiały mu wpisu na listę adwokatów. Dopiero w 1962 roku go uzyskał. Zmarł w 1990 roku we Wrocławiu. Odznaczony Orderem Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyżem Walecznych.
- Rodzice stworzyli nam w domu enklawę bezwzględnej prawdy i uczciwości, tak odmienną od zamazanych wartości dobra i zła świata zewnętrznego. Ludzie tacy jak tata nie chwalili się nigdy tym, czego dokonali w czasie okupacji. Kiedy historia przyszła i zapukała do ich drzwi, odpowiedzieli tak, jak byli wychowani, zgodnie ze swoimi zasadami. Nie uważali swoich czynów za niezwykłe. Jak mówił Fredro: "Inaczej nie uchodzi" - przemawiał Jacek Raś, syn Zbigniewa.
Podkreślił przy tym, że takie tablice i pamięć, choćby o żołnierzach Polskiego Państwa Podziemnego, powinna być kultywowana szczególnie ze względu na młodych ludzi, którzy stoją często na rozdrożu, omamiani fałszywymi wartościami.
- W swoich pamiętnikach pisał i powtarzał często: "Si Deus nobiscum, quis contra nos?", czyli: "Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?". Był człowiekiem prawym, godnym i dobrym. Szedł drogą prawdy. Prezentował wartości bliskie naszemu zawodowi - opisywał kolegę po fachu mec. Andrzej Malicki.