Wakacje. Najbardziej znany w Polsce ogród zoologiczny obchodzi 150-lecie istnienia.
Zwiedzający wrocławskie zoo w dniu jego otwarcia, 10 lipca 1865 r., mogli podziwiać 452 okazy zwierząt reprezentujące 120 gatunków. Jak mówią źródła historyczne, część z nich kupiono dzięki hojności mieszkańców ówczesnego Breslau. Różne były zawirowania wokół ogrodu. Niemniej dziś to najpopularniejsze zoo w Polsce i jedno z większych pod względem liczby zwierząt w Europie. Jak zaznacza Radosław Ratajszczak, prezes zarządu spółki Zoo Wrocław, ogród swoją rozpoznawalność zawdzięcza przede wszystkim poprzednim opiekunom – Antoniemu i Hannie Gucwińskim – i nadawanemu przez 30 lat do 2001 r. w TVP ich autorskiemu programowi „Z kamerą wśród zwierząt”. Od ubiegłego roku turystycznym hitem stało się pierwsze w Polsce oceanarium. Przez pół roku od otwarcia odwiedziło je 1,3 mln ludzi, a z wyliczeń wynika, że na koniec roku liczba ta przekroczy 2 mln. Wywinduje to miejskie zoo na pierwsze miejsce biletowanych atrakcji turystycznych w kraju i na piąte miejsce pośród europejskich ogrodów i oceanariów.
Od Pussi do wód Afryki
Początki zoo sięgają lutego 1863 r. Wtedy to znamienici mieszkańcy Wrocławia stworzyli komitet założycielski. Plany udało się zrealizować półtora roku później. Leszek Solski, asystent naukowy ogrodu oraz autor rocznicowej książki, zwraca uwagę, że istotne z historycznego punktu widzenia jest to, że od tamtego czasu ogród nie zmienił swojej lokalizacji. – Niektóre tego typu placówki świętują długoletnie jubileusze, ale często zmieniało się miejsce ich działalności – mówi. Tak długi okres funkcjonowania sprawia, że wrocławskie zoo jest najstarszym w Polsce i 15. najdłużej istniejącym w Europie. Mimo początkowych problemów związanych z płynnością finansową i, co za tym idzie, z trudnościami organizacyjnymi właścicielom udało się doprowadzić do stopniowego rozwoju. – Pierwszy taki okres miał miejsce w II połowie lat 80. XIX w. Wybudowano wtedy do dzisiaj istniejące obiekty: słoniarnię, ptaszarnię, małpiarnię oraz kilka budynków, które nie przetrwały do naszych czasów – opowiada. Największym sukcesem ogrodu do momentu wybuchu I wojny światowej była hodowla tapirów czaprakowych oraz egzotycznego i mało poznanego wtedy gatunku goryli, którego przedstawicielem była Pussi. Jej podobizna do dziś zdobi budynek dyrekcji zoo. – Goryle były wtedy bardzo trudne do utrzymania i żyły w niewoli co najwyżej kilka miesięcy. Pussi żyła u nas od roku 1897 do 1904 i była gwiazdą – dodaje L. Solski. Wspomniane problemy wróciły w latach 20. XX w. Spowodowały sześcioletnią przerwę w funkcjonowaniu ogrodu aż do roku 1927. Jak zaznacza, do międzywojennych sukcesów można zaliczyć narodziny hipopotama nilowego Antona oraz ekspozycję manata amazońskiego – Muschi. Po zakończeniu wojny, w roku 1948 ogród znów ożył. Stało się to za sprawą naukowców sprowadzonych ze Lwowa, w którym... nigdy nie było zoo. Od ponownego otwarcia placówka rozwijała się nieustannie. Dzięki powiększeniu terenu o 15 ha udało się znacznie zwiększyć również liczbę hodowanych gatunków i osobników. Dodatkowym elementem było rozsławienie wrocławskiej placówki przez wspomnianych już państwa Gucwińskich. Zupełnie nowy pomysł na zagospodarowanie przestrzeni i związaną z tym prezentację okazów zaczął wprowadzać od 2007 r. Radosław Ratajszczak. To przede wszystkim dzięki jego wizjonerstwu zbudowany został obiekt, który nie ma odpowiednika nigdzie indziej w Polsce – Afrykarium. – Pod względem liczby gatunków jesteśmy obecnie na trzecim miejscu w Europie (ok. 12 tys. zwierząt z niemal 1,1 tys. gatunków – przyp. red.), a jeśli chodzi o frekwencję, to wszystko wskazuje na to, że w tym roku wejdziemy do pierwszej piątki. Wynika z tego, że nasze zoo jest ogrodem bardzo znaczącym na kontynencie – mówi prezes zarządu spółki. Jest jeszcze jeden aspekt, na który R. Ratajszczak zwraca uwagę. Zwiększająca się liczba odwiedzających jest czynnikiem miastotwórczym. – Turyści zostawiają u nas swoje pieniądze, ale wydają je również w innych miejscach: w gastronomii, w muzeach i wielu instytucjach kultury – wyjaśnia. Z tego korzysta miasto: policzalnie – bo zwiększają się wpływy do budżetu – i niepoliczalnie – bo nie da się dokładnie określić wartości promocyjnej.
Jak żywy organizm
Wrocławski ogród zoologiczny ma ogromny potencjał. Według wyliczeń jest to obecnie najszybciej rozwijająca się tego typu placówka w Europie. – Zwierzostan jest ponaddwukrotnie wyższy niż w innych zoo w Polsce i trzeci na kontynencie, jeśli chodzi o liczbę gatunków – wyjaśnia Ratajszczak. Różnica jest mniej znacząca w związku z liczbą osobników, ale ma to swoje uzasadnienie. – Staramy się pokazywać bioróżnorodność, a nie ogromne grupy pospolitych gatunków – dodaje. Czymś, co wydaje się istotne z punktu widzenia naukowców, jest coraz większe zaangażowanie w ochronę zwierząt ginących. Na wybiegach można spotkać osobniki, które nie występują już w środowisku naturalnym – oryks szablorogi, jeleń Dawida czy kaczorek celebeski. Kolejnym działaniem w tej dziedzinie jest aktywne uczestnictwo wrocławskiego ogrodu w programach ochrony ginących gatunków na całym świecie. – To jest dzisiaj konieczność. Ogrody zoologiczne muszą przejąć zwierzęta, dla których w naturze nie ma już miejsca. Obserwujemy szóstą falę wymierania na Ziemi. Poprzednie wiązały się z czynnikami naturalnymi, ale nigdy nie było tak, by jeden gatunek zwierzęcy – człowiek – wytępił tyle innych – mówi ze smutkiem. Zaznacza też, że proces ten się nie zatrzyma, jeśli populacja ludzka będzie rosnąć. Prezes podkreśla, że zoo jest jak żywy organizm i musi się ciągle zmieniać. Wymaga tego również stan techniczny zabytkowych pawilonów i potrzeba przystosowania wybiegów dla nowych mieszkańców. – W tej chwili zmieniamy system drogowskazów. To mała rzecz, ale bardzo istotna, by nasi goście nie błądzili po tak dużym terenie. Jesteśmy też już po przetargu na budowę pawilonu... bez zwierząt. Dzięki multimediom odwiedzający będą mogli się dowiedzieć więcej na temat ocieplenia klimatu. Otwarty będzie do końca września – mówi. W tym roku powstanie jeszcze pawilon dla waranów (smoków) z Komodo, a w przygotowaniu jest przebudowa m.in. słoniarni. – No i goryle. Nimi chciałbym się zająć, zanim przejdę na emeryturę – dodaje. Ciągle otwarta jest także kwestia powiększenia zoo o 4,5 ha terenów przyległych. Wtedy ogólna powierzchnia ogrodu wyniosłaby ok. 38 ha i pojawiłyby się nowe możliwości dla prezentacji nowych okazów. Więcej o jubileuszu 150-lecia powstania wrocławskiego zoo można znaleźć na wroclaw.gosc.pl.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się