Nie przestraszą się sterty śmieci czy zasuszonego szczura ani wymuskanego trawnika. Porządkują lokal i… własne życie.
Często też rozświetlają je innym ludziom. Bo ekipa z Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta to specjaliści do zadań specjalnych. Choć działają od niedawna, zdążyli już wyrobić sobie markę. Zrzeszeni są w spółdzielni socjalnej prowadzonej przez Wrocławskie koło TPBA i nowo powstałą Fundację św. Józefa. W spółdzielni pracują podopieczni towarzystwa, a także inne osoby, którym bliska jest idea całego przedsięwzięcia. Ci pierwsi uczestniczą w projekcie „Od A do Z – aktywizacja zawodowa osób bezdomnych”.
Pędzel, ścierka i serce
– To o wiele więcej niż zwykła praca, to budowanie wspólnoty, integracja – wyjaśnia Radosław Szal z zarządu spółdzielni, prezes Fundacji św. Józefa, wieloletni pracownik TPBA. Spółdzielnia obecnie przyjęła od Centrum Integracji Społecznej zlecenie na odświeżenie 15 lokali wytypowanych przez MOPS. – Remontujemy mieszkania ludziom, którzy nie radzą sobie z życiem ze względu na chorobę, podeszły wiek, samotność i inne problemy – mówi Łukasz. – Sprzątamy, malujemy. Mieszkania są zapuszczone. Sterty ubrań i gratów to norma. Zdarzają się zdechły szczur albo np. kolekcja… kości wołowych. – Zatykamy nos i działamy. Często lokatorzy nie są zbyt szczęśliwi, że zaczynamy jakieś porządki, ale potem, widząc efekt, są bardzo zadowoleni. Przydają się więc talenty dyplomatyczne – tłumaczy Łukasz. – Jeden pan najpierw wyprosił nas z mieszkania. W końcu jednak ładnie nam podziękował. Dziś byliśmy u człowieka, który zrobił sobie akurat imprezę. Udało się go delikatnie wyprosić. Na końcu musieliśmy go do jego mieszkania z powrotem… wnieść – taki był pijany. Ludzie od Brata Alberta wnoszą w świat lokatorów ponurych lokali życzliwą obecność. – Tak było choćby w przypadku pewnego samotnego pana, któremu Łukasz przygotował kanapki, zrobił kawę – mówi Radek. I wspomina o mnóstwie dramatów, na jakie natknąć się można podczas podobnej pracy. Samotna dziewczyna ze schizofrenią, której właśnie zmarł ojciec, trzyosobowa rodzina, w której jest dwóch schizofreników, i człowiek cierpiący na autyzm, ludzie z trudnościami w poruszaniu się…
Z boiska w remont
– Pracowałem na budowie, także za granicą. Nigdy „wykończeniówka” nie była moją mocną stroną, ale uczę się. Jak czegoś nie wiem, to znający się na tym koledzy tłumaczą – mówi Łukasz. – To także okazja, by zdobyć nowe doświadczenie. Z czasem pewnie będziemy poszerzać zakres prac. Jest bezdomny od kilku miesięcy. – Chcę się jak najszybciej z bezdomności wydobyć. Myślę, że ważne, by się w niej nie „zastać”, by nie przyzwyczaić się do niej – tłumaczy. Do pracy w spółdzielni został zachęcony na turnieju piłki nożnej bezdomnych w Częstochowie (we Wrocławiu też grał). Pracuje od trzech miesięcy, licząc na to, że po stażu zostanie zatrudniony na stałe. – Pieniądze to w tej chwili dodatek. Bezcenne są uśmiechy na twarzach lokatorów odnowionych mieszkań – dodaje. Jego piłkarska pasja, która przyczyniła się poniekąd do podjęcia takiej pracy, trwa nadal – obok schroniska rozgrywane są czasem mecze, z wykorzystaniem bramek zrobionych z kamieni. Obecnie Łukasz przygotowuje się do pójścia, po raz pierwszy w życiu, na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Sporo podziało się ostatnio w jego relacji z Bogiem. Spółdzielnia przyjmuje zlecenia także od osób prywatnych. Podejmuje się prostych prac remontowych, jej pracownicy są gotowi umyć okna czy skosić trawę, pomóc w przeprowadzce czy wywózce gruzu. Osoby zainteresowane działalnością spółdzielni mogą pisać na adres: wroclawskaspoldzielniasocjalna@gmail.com lub kontaktować się pod tel. 530 712 650.
sukcesy
Radosław Szal – Chłopcy budują wspaniałą atmosferę w zespole. Praca, kontakty z ludźmi – to wszystko sprawia, że zaczynają widzieć zmiany w swoim życiu, snuć plany na przyszłość. Wierzą, że mogą stanąć na nogi. Pewna pani, u której pracowaliśmy, zatrudniona w dużej firmie farmaceutycznej, dzieliła się spostrzeżeniem, że w naszej ekipie są tak piękne relacje, jakich ona w swojej korporacji nie doświadcza. W schronisku ci, którzy mają więcej sił, pomagają słabszym. Nasi ludzie odnajdują się w takich sytuacjach. Sami mają za sobą różne doświadczenia, wiedzą, czym jest „trud życia”. Wspomniana pani ostatnio po raz drugi zadzwoniła po nas – co świadczy o tym, że za pierwszym razem zdobyliśmy jej zaufanie. Podobnie jak przedstawiciela jednaj z okolicznych firm, który zapowiedział, że zapewni naszym ludziom przeszkolenie z zakresu obsługi maszyn używanych w branży budowlanej. Chcemy, by w przyszłości spółdzielnia była otwarta także na pracowników spoza schronisk – np. ludzi wychodzących z więzień; by bezdomni i inne osoby pracowali wspólnie, integrując się.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się