Wychodzą jako pierwsi i... z dnia na dzień robi się ich coraz więcej.
Czternasta grupa Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej – a ściśle: jej pierwsza część – już 31 lipca rozpoczyna wędrówkę ku Jasnej Górze. Tym razem z kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej wyruszyło ok. 25 osób (niektórzy wciąż się dopisują). Zanim postawili pierwsze kroki na szlaku, zgromadzili się na Mszy św., której przewodniczył ks. Paweł Misiołek, niegdyś przewodnik „czternastki”. – Chrystus, będąc na ziemi, zawsze pozostaje w drodze. Bardzo dobrze czuje się w drodze – mówił w homilii, przywołując Ewangelię o Jezusie „idącym do domu”. – Jest w drodze i ogłasza dla nas dzisiaj „czas święty”.
Ks. Henryk Wachowiak – od 2011 r. proboszcz górowskiej parafii pw. św. Katarzyny, a zarazem ojciec duchowny całej pielgrzymki – zauważa z uśmiechem, że od pięciu lat dwukrotnie rozpoczyna coroczne pielgrzymowanie: wychodzi z Góry, po czym po dwóch dniach jeszcze raz wyrusza na szlak, tym razem z Wrocławia, uczestnicząc w oficjalnej inauguracji pielgrzymki. Wspomina o trzech jubileuszach: 35-lecia pielgrzymki wrocławskiej (uczestniczy w niej po raz 32.), 25-lecia pielgrzymki z Góry i 5-lecia swojego wędrowania spod kościoła św. Katarzyny. – Nasza grupa jest specyficzna. Rośnie po drodze. Jest nas niewiele, więc łatwo nas ugościć. Na każdym postoju ludzie czekają na nas z solidnym poczęstunkiem, przypominającym nieraz… małe wesele – dodaje ks. Henryk.
Michalina: – Pielgrzymuję z Góry już od 10 lat. Gdy miałam lat 15, zostałam zachęcona, by spróbować. Spróbowałam i stwierdziłam, że warto chodzić co roku. To jest taka odskocznia od codziennego życia, chwila na refleksję. Mamy najdłuższą drogę wśród pielgrzymów z PPW, ale te pierwsze etapy są krótkie, niezbyt trudne. Jest nas niedużo, więc jesteśmy jak rodzina, wszyscy się znają.
Ks. Łukasz Romańczuk, wikary parafii pw. św. Faustyny w Górze: – Pochodzę z Milicza i po raz 11 pielgrzymuję z grupą 14. Moja pierwsza pielgrzymka odbyła się w roku 2005, roku jubileuszu 25-lecia wrocławskiej pielgrzymki. Zachęciła mnie moja siostra, 3 lata ode mnie starsza, która też pierwszy raz wyruszała na PPW. Tak to jest z pielgrzymowaniem – jak się raz pójdzie, złapie się bakcyla, to wciąga. Potem drogi poprowadziły do seminarium, po święceniach trafiłem do Góry – i tak pielgrzymowanie z „czternastką” trwa.
Zenon: – 26 lat temu, jak szliśmy w 1990 r. na pielgrzymkę z ks. Januszem Jastrzębskim, przewodnikiem naszej grupy, pomyśleliśmy: czemu mamy jechać do Wrocławia na wyjście pielgrzymki, skoro możemy iść z Góry. Przedtem jechało się byle jakim pociągiem do Wrocławia, z dworca trzeba było wędrować pod katedrę z dziećmi, z tobołami… Trudno było. Od kolejnego roku zaczęliśmy chodzić z Góry. Byłem na wszystkich 25 pielgrzymkach wyruszających stąd. Nogi noszą. Jest za co i po co chodzić. Który rok utkwił najbardziej w pamięci? Chyba ten, w którym przez 10 dni padał deszcz (bodajże 5 lat temu). Lało non stop. Choć, muszę przyznać, że na czas rannego składania namiotów i rozbijania ich wieczorem, jedynie mżyło. W szczególny sposób wspominam oczywiście pielgrzymkę z 1991 r., gdy przeżywaliśmy w Alejach spotkanie z papieżem.
Ks. Paweł Misiołek: Od 2011 r., będąc w Miliczu wikariuszem, byłem dwa lata przewodnikiem „Czternastki”. Udało się zapoczątkować wtedy zwyczaj, że przewodnik grupy 14 – zwykle z Milicza – przyjeżdżał do Góry, a potem dopiero razem wyruszaliśmy z Milicza – i łączyliśmy się w Trzebnicy z innymi pielgrzymami „Czternastki”. Grupa rośnie stopniowo, jej jedność wypracowujemy więc każdego dnia. Z tego się rodzą niesamowite, Boże przyjaźnie. Patrząc na twarze braci, sióstr pielgrzymkowych, wiem, że mogę na nich liczyć – także teraz, gdy już tu nie mieszkam.
Ania: Do zawarcia ślubu byłam 13 razy na pieszej pielgrzymce – pierwszy raz z Wrocławia, potem już z Góry. Odkąd jestem mężatką i mam dzieci (troje, jedno jeszcze małe) uczestniczę w pielgrzymce duchowo. Jak dorosną, kto wie, może ruszymy razem. Jako duchowy pielgrzym chodzę rano na Godzinki – gdzie mogę się włączyć we „wspólnotę ziewania”, na Mszę św., słucham relacji w Radiu Rodzina. Korzystam z przewodnika, który otrzymują duchowi pielgrzymi. Gdy jednak słucham relacji z pielgrzymki, budzi się we mnie wielka tęsknota – by wrócić na szlak. Serce ciągnie.
Pielgrzymi, po modlitwie i błogosławieństwie pod kościołem św. Katarzyny, wyszli na ulice Góry, okrążając najpierw rynek. Idą m.in. przez Wąsosz, Pobiel, Powidzko.
Towarzyszą im słowa z mszalnych czytań, przypomniane przez ks. P. Misiołka – teksty o „świętym czasie dla Pana” i Chrystusie idącym do swojego domu. – Naszym domem w czasie pielgrzymki jest dom Matki, Jasna Góra – mówił ks. Paweł. – Celem naszej doczesnej pielgrzymki jest niebo, ale domem Pana ma być serce każdego z nas… Pielgrzymka to walka, to czas otwierania swojego domu.