Prawdopodobnie najgorętszy dzień pielgrzymki upłynął niezwykle radośnie.
Grupa ósma, salwatoriańska, tradycyjnie już ósmego dnia świętuje swoje imieniny – co wykorzystuje organizując „bramkę” przy wyjściu z postoju w lesie pod Dąbrową. Ósemkowicze przepuszczają kolejne grupy dopiero wtedy, gdy przewodnik złoży im życzenia a przechodzący pielgrzymi proszeni są o „datki” w formie słodyczy.
Podczas wędrówki nie brak radosnej zabawy i pląsów (choć „Orzech” dziś stanowczo zażądał, by zamiast popularnej belgijki nauczyć się krakowiaka) – a zarazem dzieją się tu rzeczy wielkie i poważne. Można usłyszeć mnóstwo świadectw składanych przez pielgrzymów. Łukasz dzielił się swoim doświadczeniem związanym z narkotykami, bezdomnością i… przemieniającym spotkaniu z Bogiem, Agnieszka – o otoczeniu przez Maryję opieką nienarodzonego dziecka oraz swoim przezwyciężaniu oporów wobec Niej. Można było usłyszeć o uzdrawianiu podczas pielgrzymki ran powstałych na skutek małżeńskiej zdrady, o niezwykłych splotach okoliczności prowadzących ludzi do pielgrzymowania, o nawróceniach i wyzwalaniu z nałogów.
Warto dodać, że podczas dzisiejszej wędrówki wydarzył się również mały „cud” – przez chwilkę… pokropił deszcz. Mikroskopijny, ale jednak. Nieco większe deszcze spadały raz po raz na rozpalone głowy pątników w mijanych miejscowościach, gdzie raz po raz gospodarze polewali kolejne grupy wodą z gumowych węży.
Co jeszcze się dzieje podczas jasnogórskiej wędrówki? Wre praca. Pośród pątników uwijają się służby pielgrzymkowe – wolontariusze oddający swój wolny czas na posługę wędrującym braciom i siostrom. Medycy, ludzie zajmujący się kuchnią, zaopatrzeniem i innymi sprawami gastronomicznymi, tzw. sanepid, kwatermistrze, biuro prasowe i inne służby informacyjne, tzw. druciki – osoby zapewniające nagłośnienie, ludzie zajmujący się sprawami liturgicznymi, transportem bagaży i mnóstwo innych osób – łącznie z „latającym Holendrem”, czyli człowiekiem od wszystkiego: Mariuszem Kłakiem (wspieranym przez niedużego jeszcze synka)… Jedna ze służb to „porządkowi”. Jak się dołącza do ich grona? – Raz do roku przeprowadzane są rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami, którzy zwykle zgłaszają się sami – mówi Bogumił, funkcję tę pełniący po raz czternasty. Zdecydował się na taką służbę już rok po swoim pierwszym pielgrzymowaniu na Jasną Górę. – Wśród pytań pada np. i takie, ile nocy kandydat jest w stanie przetrwać bez spania – tłumaczy. – Ogólnie jednak chodzi o to, by poznać człowieka – czy jest odpowiedzialny, odporny na stres, rozumie ducha pielgrzymki.
Porządkowi tworzą taką małą armię. Jest 7 głównych porządkowych – których poznasz po złotych liściach dębu na czapce – oraz od 40 „porządkowych pielgrzymki", podzielonych na cztery drużyny, z których każda ma osobę odpowiedzialną. Jedna z drużyn ma zawsze dyżur nocny, kiedy patroluje teren, na którym śpią pielgrzymi, druga zajmuje się przygotowaniem posiłku, trzecia – porządkami, czwarta zasadniczo wypoczywa, w razie potrzeby jednak wspierając tę, która ma dyżur nocny.
– W ciągu roku mamy formację, spotykamy się na dwóch wyjazdach – wyjaśnia Bogumił. – Jeden związany jest z podsumowaniem pielgrzymki jasnogórskiej i przygotowaniem się do trzebnickiej (zwykle odbywa się w Bardzie); drugi ma służyć głównie przygotowaniu kondycyjnemu. Jedziemy wtedy do Czech i intensywnie chodzimy po górach. Warto zauważyć, że Kościół w Czechach jest w nie najlepszej kondycji. Swoją obecnością ożywiamy nieco tamtejsze wspólnoty. Co jeszcze? Mieliśmy szkolenia z samoobrony, przechodzimy szkolenia dotyczące kierowania ruchem drogowym.
Wiele można by opowiadać o misji braci w zielonych mundurach. Co ciekawe wielu z nich kształci już swoich następców – często towarzyszą im synowie. Czemu to robią, poświęcając swój urlop, by pracować jeszcze intensywniej niż na co dzień? Szkoła charakteru, radość ze służby, miłość do pielgrzymki… Pewnie wszystko naraz. Dziękujemy.