Arcybiskup Kolonii, kardynał Joachim Meisner przewodniczył Mszy św. odpustowej w parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego na wrocławskim Gądowie. W homilii skupił się na patronie parafii, który w imię Chrystusa oddał najwyższą ofiarę za ojca rodziny.
- Po zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami otworzono nam oczy i wtedy poznaliśmy siłę męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbego - rozpoczął homilię kard. Meisner. - W tej otchłani zniszczenia, śmierci i piekła jednocześnie był anioł, który dzięki łasce Bożej okazał się silniejszy niż ludzka nienawiść - stwierdził kapłan.
Postawę polskiego franciszkanina w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, czyli dobrowolne pójście na śmierć w zamian za ojca rodziny, kard. Meisner nazwał czynem niebiańskim, znakiem nieba w piekle oraz czynem miłości w kosmosie nienawiści i zniszczenia.
- To jednocześnie ratunek honoru dla rodzaju ludzkiego, że człowiek, jako podobieństwo Boga, nie do końca stał się bestią, tylko uwidacznia w sobie moc Bożą. Pierwszym św. Maksymilianem Kolbem był sam Jezus Chrystus, który poszedł na śmierć krzyżową za wszystkich ludzi, za nas, grzeszników. Syn Boży nie tylko mówi, lecz także daje siebie. Może to uczynić, bo nie jest tylko człowiekiem, ale jednocześnie Bogiem - mówił arcybiskup Kolonii do wrocławian.
Przytoczył także postać św. Edyty Stein, która w trakcie transportu do KL Auschwitz powiedziała do siostry: "Chodź, idziemy umierać za nasz naród". Najwyższej ofiary święci nauczyli się zaś od Maryi, która była ich życiową przewodniczką i nauczycielką.
- Matka Boska uczy nas stać pod krzyżem dla dobra innych i tak poszedł ojciec Kolbe na śmierć za ojca rodziny Franciszka Gajowniczka. Nie możemy zmierzyć czynu Polaka. Owszem, w procesie kanonizacyjnym pokazano wiele owoców męczeństwa, dla wielu stal się błogosławieństwem, ponieważ za wielu wszedł w zbawczą ofiarę Chrystusa - wyjaśniał kard. Joachim Meisner.
Na początku Eucharystii kard. Meisner otrzymał w podziękowaniu od parafian róże i chleb Maciej Rajfur /Foto Gość Podkreślił, że każdy człowiek jest wart tego, aby oddać za niego życie. Być może jest to nawet nakaz chrześcijański, który nie musi być tłumaczony dosłownie.
- Musimy iść do szkoły św. Maksymiliana. On nam pokazuje, jak myśleć i czuć, tzn. jak żyć w zaangażowaniu zastępstwa dla dobra naszych braci i sióstr. Zapewne nie odczujemy takich tragicznych konsekwencji jak św. Maksymilian, czyli śmierci, ale kawałek naszego życia możemy poświęcić innym, szczególnie tym zagubionym. To nasze powołanie - przekonywał kardynał.
Na koniec swoje homilii wyraził dobitnie puentę: - Po co jesteśmy na ziemi? By żyć w zaangażowaniu z Bogiem dla ludzi. I o tym przypomina nam historia ojca Kolbe. Jego początkowy upadek później okazał się wielkim i wartościowym zwycięstwem. Po Wielkim Piątku przychodzi Wielkanoc. Po bunkrze głodowym kanonizacja - zakończył arcybiskup Kolonii.