Żonglują ogniem i nożami, chodzą po linach i porywają przechodniów do tańca.
Prowokują okrzyki podziwu i salwy śmiechu, znienacka wciągają na scenę. XIX Międzynarodowy Festiwal Sztuki Ulicznej BuskerBus, który we Wrocławiu potrwa do niedzieli 23 sierpnia, sprowadził na Dolny Śląsk artystów z różnych stron świata – m.in. Argentyny, Japonii, Grecji, Włoch, Austrii, Meksyku
Agnieszka (podczas pokazu „Pietrushka”) występuje razem z Francuzem Nicolasem, z którym na co dzień tworzą barwny duet: Cyrk Dosole. Spotkać ich możesz w całej Europie, zwłaszcza podczas letnich festiwali, choć nie tylko. Artystka – przed chwilą wykonująca szalony taniec z kolorową parasolką – wspomina, że sztuką cyrkową zainteresowała się podczas studiów (etnologia). – Najpierw była zabawa z ogniem, fireshow. W Polsce wiele osób zaczyna tę drogę właśnie od tańca z ogniem. Ja też. To fascynuje. Potem stwierdziłam, że fajna jest też żonglerka, poznawałam kolejne cyrkowe techniki – mówi.
Pracę magisterską pisała już na temat cyrku. Fascynował ją jako sztuka ludzkich umiejętności, doprowadzanych do granic możliwości. – W Polsce edukacja cyrkowa wciąż praktycznie nie istnieje, nie mamy szkół cyrkowych. Tymczasem we Francji na przykład są one w każdym większym mieście – trochę jak u nas Akademie Sztuk Pięknych – dodaje. I zaznacza, że także w naszym kraju pomału coś jednak się zmienia. Przybywa choćby przedstawień ulicznych – tydzień temu odbył się np. festiwal sztuki cyrkowej w Oleśnicy.
Agnieszka i Nicolas Agata Combik /Foto Gość Kondycja fizyczna? Element ryzyka, niebezpieczeństwa? – To sprawa treningów, pracy, wielu godzin spędzanych na sali gimnastycznej, żmudnego wypracowywania nowych elementów – tłumaczy artystka. – W tym wszystkim cudowna jest ta niepowtarzalna interakcja z ludźmi podczas pokazów ulicznych. Czasem występujemy w kabaretach czy namiotach cyrkowych, ale naszym ulubionym miejscem jest właśnie ulica. „Żywa”, nie do końca przewidywalna. Tu sztuka jest dla wszystkich, nie tylko dla tych którzy przekroczą próg jakiejś wydzielonej przestrzeni, kupią bilet.
Jest jeszcze coś, co wyznacza rytm życia cyrkowca – ciągłe podróże po całym świecie. – Jesteśmy jedną wielką rodziną, znamy się, jest tu wielu naszych znajomych na przykład z Argentyny – dodaje „Pietrushka”. – Musimy mieć swoje miejsce, gdzie możemy ćwiczyć, ale też wciąż jesteśmy w drodze. Koczownicy? Trochę tak. A może jak ludzie z dawnych cygańskich taborów, kolorowych, roztańczonych...