32. Obóz Adaptacyjny Duszpasterstw Akademickich w Białym Dunajcu oficjalnie rozpoczęty.
Dlaczego od ponad trzech dekad studenci wciąż przyjeżdżają do podhalańskiej wioski?
Powody są najróżniejsze: aby spotkać nowych ludzi i pogłębić więź z tymi, których już się zna, aby odkryć piękno Tatr i wspiąć się na wymarzone szczyty, aby odpocząć i dobrze się bawić, aby poznać starszych studentów z tego samego kierunku i wypytać ich dokładnie, na których wykładowców trzeba szczególnie uważać...
Biały Dunajec to jednak nie tylko wyjazd integracyjny, lecz obóz, na którym jest miejsce dla Boga. Codzienna Msza św. i wspólne modlitwy zbliżają nas jednocześnie do siebie, jak i do naszego Ojca w niebie.
Po przeżyciu dwóch tygodni w "wartościowym" towarzystwie czymś naturalnym wydaje się uczestnictwo w życiu duszpasterstwa akademickiego.
Środa, pierwszy dzień obozu, dla uczestników była jednocześnie ostatnim dniem gorączkowych przygotowań. Studenci będący w kadrach poszczególnych chatek przez trzy dni poprzedzające obóz dopinali wszystko na ostatni guzik.
Tradycją białodunajecką jest wybór przez każde duszpasterstwo motywu przewodniego. W przypadku franciszkańskiego duszpasterstwa "Antoni" są to akurat Wielkie Równiny - kraina Indian. Tipi, tropy wilków i bizonów, pióropusze, portrety wodzów - to tylko niektóre elementy wystroju.
2 września w "Antonim" od samego rana kulturalne zawieszały w chacie ostatnie ozdoby, kuchenne smażyły naleśniki na powitanie uczestników, a turystyczni na szkoleniu kolekcjonowali ciekawostki o Tatrach i parku narodowym, aby móc je potem opowiadać podczas zdobywania górskich szczytów. (Wiecie, że na miejscu Tatr było kiedyś morze? Skamieniałości istot w nim żyjących możecie dostrzec do dzisiaj na skałach. Trzeba się tylko dobrze przyjrzeć.)
Uczestnicy przybywali na obóz w różny sposób. Wiele osób przyjechało specjalnymi autokarami, ale niektórzy zdecydowali się na dojazd autobusem czy pociągiem. Lubiący przygody wybrali autostop. Niestety, nie wszyscy dotarli pierwszego dnia. Niektórych zatrzymały egzaminy. O tych osobach pamiętamy w modlitwie, życzymy im powodzenia i mamy nadzieję, że już za kilka dni do nas dołączą i razem z nami będą odpoczywać.
Pierwszy dzień obozu jest inny niż pozostałe. W programie nie ma górskich wycieczek, bowiem najważniejsza jest integracja. Gry, zabawy, rozmowy, śpiewy - wszystko, co pomoże przełamać lody i sprawi, że już od samego początku będziemy znali większość imion osób z naszej chatki.
Uczestnicy obozu mogli się również przekonać, jak to jest możliwe, by w małym białodunajeckim kościele zmieściło się ponad 600 osób na Eucharystii. Wieczorem studenci mieli obozową odprawę. Od szefów chat, głównych turystycznych, kuchennych i kulturalnych dowiedzieli się szczegółów życia pod jednym dachem, wspólnych wypraw i atrakcji przygotowanych przez organizatorów. Studenci zostali też podzieleni na kilkuosobowe grupki tak, by każdy miał okazję sprawdzić się w gotowaniu dla pozostałych mieszkańców chaty.
Dziś z samego rana wrocławscy i opolscy studenci wyruszyli na pielgrzymkę na Wiktorówki do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr zwanego inaczej Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej, by polecać cały obóz i nadchodzący rok akademicki Maryi.