- Pisałem to, co myślę. W sposób otwarty. Tego we Wrocławiu brakuje. Prasa kilka lat temu nikogo i niczego nie krytykowała. Wydaje mi się, że brakuje nam otwartej debaty - mówi Krzysztof Grzelczyk o swojej nowej książce.
Podczas wieczoru autorskiego Krzysztofa Grzelczyka można było podyskutować o jego nowej książce "Alfabet prawie wrocławski". Działacz opozycyjny w PRL, były wojewoda dolnośląski, postanowił w formie alfabetu opisać osoby i wydarzenia, które przewijały się w jego ponad 30-letniej politycznej karierze.
- Jeśli państwo przeczytają tę książkę, to wyraźnie zobaczą, jakich poglądów jestem zwolennikiem. Da się zauważyć również ich ewolucję - intryguje autor, który na łamach "Alfabetu..." podejmuje polemikę z obecnymi władzami Wrocławia. Twierdzi przy tym, że prowadzą one politykę historyczną wygodną i miłą dla Niemiec, nie zaś dla Polski.
Recenzenci książki piszą, że dla wielu nie miał litości, ale z drugiej strony wyraża na kartach to, co już wielu ciśnie się na ustach. - Nie stosowałem cenzury jeśli chodzi o tematy i hasła. Tylko w przypadku konkretnych sformułowań uważałem, żeby za ostro czegoś nie wyrazić - mówi Krzysztof Grzelczyk i od razu dodaje: - Wydaje mi się, że brakuje nam otwartej debaty pod swoim nazwiskiem. Pisałem to, co myślę. W sposób otwarty. Tego nam we Wrocławiu brakuje. Prasa kilka lat temu nikogo i niczego nie krytykowała - stwierdza pewnym głosem.
W książce opisuje rzeczywistość językiem, którego używa w swojej publicystyce na blogu. Występują tam ludzie, wydarzenia w różnych kontekstach. Od rotmistrza Witolda Pileckiego przez Lecha Kaczyńskiego, Zbigniewa Baumana po Rafała Dutkiewicza. Od Sierpnia 1980 do EURO 2012.
- Pada tam kilka nazwisk, których już się nie wspomina, albo mówi się za mało. Jeśli już coś o nich wychodzi, to w mikroskopijnych nakładach. A oni w dużej mierze wpłynęli pozytywnie na stan współczesności. Zawarłem w książce trochę życia prywatnego. Chciałem, aby czytelnik odrobinę z tej strony też mnie poznał - wyjaśnia K. Grzelczyk.
"Kaskader", bo taki kryptonim przyznała mu Służba Bezpieczeństwa w PRL, próbuje wyjaśnić także tę kwestię na łamach "Alfabetu prawie wrocławskiego". Książka może wzbudzić kontrowersje, ponieważ w bezpośrednim, czasem ironicznym stylu uderza w sprawy polityczno-społeczne.