W poniedziałek studenci wrócili na górskie szlaki. Tym razem w zupełnie innej aurze.
Za wyprawami w góry nie sposób się nie stęsknić. Turystyczna kadra "Maciejówki" zaproponowała aż 5 różnych pod względem trudności tras, a członkowie pierwszych grup wsiedli do busa jadącego do Zakopanego już o 6 rano.
Poranna pobudka została wynagrodzona z nawiązką. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie, odsłaniając całe chimeryczne piękno Tatr. Kapryśny urok gór był nieodparty choćby dla tych, którzy z animuszem wyruszyli spod Wodogrzmotów Mickiewicza na wędrówkę malowniczą Doliną Roztoki. Czy siąpiący deszcz mógł zatrzeć wrażenie, jakie wywołał widok wodospadu Siklawy? Na pewno nie. Zimno i śnieg nie wydawały się uporczywe, skoro chwilę później wytrwali obozowicze... kosztowali pysznej szarlotki w Schronisku Doliny Pięciu Stawów.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Dobre humory z tras maciejówkowicze zabrali więc ze sobą do chaty, gdzie o 17.30 wszyscy usiedli do obiadokolacji. W menu była gorąca zupa pomidorowa, ryż z jabłkami i słodkie bułeczki. Potem przyszedł czas na pokarm duchowy i wspólne wyjście do kościoła na Mszę św.
Myliłby się ten, kto uważałby, że uczestnicy obozu opadną z sił i stracą ochotę na integrację. Niespożytą energię mieszkańców skwapliwie wykorzystał Grzegorz. Członek kadry i instruktor tańca w jednej osobie porwał chętnych w krainę rytmów cha-chy. Dobra atmosfera wypełniła chatę do późnego wieczora, wieńcząc kolejny udany dzień w Białym Dunajcu.