Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Każdy może zostać Galilejczykiem

Chrześcijaństwo. Czy ze stolicy Dolnego Śląska wyjdzie impuls do wzięcia odpowiedzialności za wyznawców Chrystusa w Ziemi Świętej? Członkowie Stowarzyszenia „Korzenie Oliwne” wierzą, że tak.

Nasze stowarzyszenie powstało, aby w pewnym sensie łączyć chrześcijan tradycji wschodniej i zachodniej. Bo żeby mówić o wsparciu, trzeba się nawzajem poznać – mówi Katarzyna Jarząbek reprezentująca „Korzenie Oliwne”. Celem dalszym organizacji jest sprawienie, żeby obecni w tym wyjątkowym miejscu wyznawcy Chrystusa nie emigrowali, by czuli, że nie są pozostawieni sami sobie. Po co to wszystko? Bo istnieje realne zagrożenie, że wkrótce ich tam nie będzie w ogóle, a miejsca święte, przejęte przez muzułmanów, nie będą dla nas dostępne. – Jeśli zliczymy wszystkich chrześcijan – zarówno rzymskich katolików, Ormian, melchitów, prawosławnych, Koptów, protestantów i innych – nie ma ich nawet 2 proc. z całej mieszkającej tam populacji – zwraca uwagę pani Katarzyna.

Hani z Nazaretu

Hani Hayek jest Galilejczykiem. Jest katolikiem obrządku melchickiego, natomiast jego żona – obrządku maronickiego. Obie wspólnoty są w jedności z Kościołem rzymskokatolickim, jednak reprezentują bardzo stare, wschodnie tradycje. Można użyć pewnego skrótu myślowego, iż to właśnie im zawdzięczamy, że chrześcijaństwo wciąż jest obecne w Ziemi Świętej. Hani to postać wyjątkowa, bo przekracza granice, których do tej pory nikt nie przekroczył. Jest archeologiem, pierwszym, który otrzymał zgodę od rządu Izraela, aby swoje studia doktoranckie odbyć na żydowskim uniwersytecie. Istotne jest też to, że za życiowy cel postawił sobie dawanie odważnego świadectwa swojej wiary – zamieszkał w miejscu, w którym jest otoczony tylko wyznawcami islamu. Inni chrześcijanie mieszkają na obrzeżach i często z obawy nie manifestują się ze swoją wiarą.

– Ja postanowiłem tak wybudować mój dom, że znak krzyża jest wręcz wmurowany w elewację, jest najwyższym punktem w tej dzielnicy. Jest bardzo widoczny. Tak to u nas jest. Szanują cię dopiero wtedy, gdy pokażesz, że jesteś silny – opowiada. Podkreśla także, że tu wcale nie chodzi o przemoc, ale o przekonanie, kim jesteś i w co wierzysz. Tego uczyła go jego mama. Mawiała: „Na Bliskim Wschodzie nie ma miejsca dla słabych w przekonaniach chrześcijan. Żyjemy wobec lwa, który ciągle ma otwartą paszczę. A my nie możemy się dać nabrać, że jest to uśmiech”. – Musimy żyć w obecności tych, którzy są naszymi nieprzyjaciółmi, ale nie możemy się wystraszyć, zlęknąć i wycofać – dodaje. O tym, jakie to trudne zadanie, może świadczyć wydarzenie z życia Haniego. W 2001 r. w wyniku zamachu bombowego zginęła jego siostra. Miał wówczas różne myśli i pokusę, by wyjechać. Zdecydował się jednak na coś zupełnie odwrotnego. Zrozumiał, że istotą bycia chrześcijaninem jest umieć przebaczać. I przebaczył. Jego historię zna coraz więcej turystów, przede wszystkim Polaków. Współpracuje bowiem z pilotami oprowadzającymi pielgrzymów po Ziemi Świętej.

Nie jesteśmy obcy

Wyznawcom Chrystusa w Ziemi Świętej żyje się coraz trudniej. Społeczność lokalna, zarówno żydowska, jak i muzułmańska, coraz częściej używa argumentu, że chrześcijaństwo w tamtym regionie świata jest religią obcą. Hani przyznaje, że jego rozmówcy często nie mogą uwierzyć w to, co opowiada. – Żydzi są zaskoczeni, że czerpiemy tak bogato z treści i symboli Pięcioksięgu [dla nas część Starego Testamentu – przyp. red.]. Oni mają wykrzywioną teorię na temat chrześcijan, twierdzą, że wyznawcy Chrystusa przybyli do Ziemi Świętej wraz z wyprawami krzyżowymi. Dlatego uważają, że od samego początku chcieliśmy ich zniszczyć i nie mamy nic wspólnego z tym, że Jezus był wychowany w tradycji żydowskiej – tłumaczy. W związku z tym sugeruje się, że H. Hayek i jemu podobni powinni wyjechać tam, gdzie są „kraje kościołów”, co oznacza głównie Europę, a K. Jarząbek zauważa, że niewielu jest takich, którzy nie uginają się pod tym naciskiem i decydują się pozostać na miejscu ze względu na swoje przekonania. Galilejczyk zauważa, że w Nazarecie, gdzie mieszka, liczba chrześcijan w ciągu ostatnich kilkunastu lat zmniejszyła się z 90 proc. populacji do ok. 30. Udowadnianie zasadności swojego zakorzenienia i przynależności do ziemi Jezusa wymaga wielu sił i wsparcia. Pani Katarzyna oraz współpracujący z nią Dariusz Trętowicz, jako pielgrzymujący do Ziemi Świętej, postanowili odpowiedzieć na apel miejscowej społeczności wierzących, by nie pozostawiać jej członków osamotnionych. – Cel ten chcemy realizować poprzez organizowanie spotkań oraz pielgrzymek, na których trasie znajdą się wizyty u rodzin chrześcijańskich w Galilei z możliwością zakwaterowania u nich – wyjaśnia pan Dariusz. Ta propozycja nie ma być kolejnym komercyjnym magnesem, ale okazją do zbudowania głębszych relacji i naocznego przekonania się, z jakimi problemami chrześcijanie na Bliskim Wschodzie się zmagają. Pierwszy taki wyjazd odbył się już w połowie sierpnia. Skorzystało z niego 10 młodych osób – 5 Polaków i 5 Malezyjczyków. Jego celem było także zgromadzenie przyszłych liderów grup młodzieżowych wyjeżdżających do Ziemi Świętej w celach formacyjnych.

Adopcja… drzewa

Marzeniem Haniego oraz chrześcijańskich braci i sióstr z Galilei jest wzniesienie kaplicy. Jej patronem ma zostać św. Jan Paweł II. – W ostatnich 10 latach w regionie powstało ok. 100 meczetów, a nie powstał żaden kościół. To dzieło, w które się angażujemy, ma być konkretnym znakiem naszej obecności – wyjaśnia D. Trętowicz. Pomysł nie jest łatwy w realizacji, bo potrzeba na niego pieniędzy i… wiernych. To dlatego tak ważne jest, by zatrzymać trwającą emigrację. Opowiadając pielgrzymom o swojej sytuacji, H. Hayek za każdym razem przekonuje, że odpowiedzialność za obecność wyznawców Chrystusa w Ziemi Świętej spoczywa na nas wszystkich. Nazarejczyk wpadł na pomysł, by angażować napotkanych ludzi. Zaczął od księży. Proponował im adopcję oliwnego drzewka w swoim ogrodzie. Akcja szybko się rozwinęła i przy błogosławieństwie miejscowego biskupa stała się dużym projektem wsparcia. Hani do przyłączenia się do inicjatywy namówił swoich znajomych chrześcijan. Przekonywał ich, że są bardzo ważni dla wyznawców Chrystusa z innych części świata i nie mogą wyjechać. Na razie się udało. Mniejsze i większe ofiary są przeznaczone na budowę kaplicy oraz utrzymanie ogrodów i ich opiekunów. Na każdym drzewku znajduje się tabliczka z imieniem i nazwiskiem darczyńcy. K. Jarząbek przekonuje, że nie chodzi tu o jakąś zbiórkę dla biednych chrześcijan. – Oni nie chcą się czuć biedni. Im się tam po prostu trudno żyje. Ta adopcja drzew oliwnych ma być darem dla obu stron – my im dajemy wsparcie finansowe i psychiczne, przekonanie, że są potrzebni, a oni nam dają to poczucie, że też jesteśmy w pewnym sensie Galilejczykami, bo tu są nasze korzenie – dodaje. Działalność „Korzeni Oliwnych” to nie tylko Ziemia Święta. W najbliższym czasie otwarte zostanie biuro stowarzyszenia we Wrocławiu. W ramach inauguracji formalnej działalności w stolicy Dolnego Śląska ma odbyć się konferencja przybliżająca sytuację chrześcijan w Ziemi Świętej. Być może jednym z gości będzie biskup Galilei obrządku melchickiego, którego Hani Hayek uważa za swojego duchowego ojca. O terminie sympozjum poinformujemy, gdy będą znane szczegóły.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy