Obóz w Białym Dunajcu to nie "klęczenie na grochu i odmawianie zdrowasiek od rana do wieczora".
XXXII Obóz Duszpasterstw Akademickich w Białym Dunajcu, co oznacza że już od 31 lat młodzież akademicka, wszelakiej maści studenci zjeżdżają się do małej wsi na Podhalu, by... właśnie, właściwie po co oni wszyscy tam jadą? Żeby poznać nowych ludzi? W końcu poznać lepiej Boga? A może żeby się jakoś lepiej wkręcić na dobry początek w tę trzeba przyznać różniącą się niewyobrażalnie od ludzi, z jakimi miało się dotąd do czynienia, społeczność?
W tym roku pierwszy (i jestem zdecydowanie pewien że nie ostatni!) raz wziąłem udział w tym niewiarygodnie wielkim przedsięwzięciu, i właśnie te pytania przyświecały mi od momentu, kiedy się zapisałem na listę.
Szczerze? Nie miałem pojęcia czego mam się spodziewać, co zastanie mnie na miejscu, czy to jest w ogóle możliwe, by tak wielka grupa osób, była tak przesiąknięta katolickimi wartościami, i dobrem, jak opowiadali mi znajomi, którzy byli tu wcześniej.
Przyznam, że nie czułem się pewnie, tym bardziej że w próbach namów znajomych, by towarzyszyli mi w tej zmieniającej człowieka przygodzie jaką był ten wyjazd, czuć było opinię, że polega to przede wszystkim na „klęczeniu na grochu i odmawianiu zdrowasiek od rana do wieczora”. Jakże bardzo się mylili... dowiedziałem się, że trafiłem do chaty „Horeb”. Była to jedna z najmniejszych chat, na tyle, że w pewnym momencie była nas tylko dziesiątka, jednak zdaje mi się, że była to jej zaleta. Pozwalało to lepiej poznać drugiego człowieka i w lepszy sposób nawiązać, prawie że, rodzinne więzi...ale o tym potem.
Musiałem dostać się jakoś na obóz. Mieliśmy kilka opcji. Ja wybrałem tą najłatwiejszą, czyli autobus. Już sama podróż była interesującym przeżyciem, bo czuć było, że ludzie byli tam...inni! Pierwszy raz od dawna spotkałem się z tym, że w grupie, bez skrępowania ani obecności księdza obok, rozmawiają o Bogu! Już wtedy wiedziałem, że jadąc tam dokonałem dobrego wyboru, a potem było już tylko lepiej, bo po dojechaniu na miejsce zostaliśmy bardzo życzliwie przywitani przez grupę dziwnie ubranych ludzi i zaprowadzeni do chatek.
Ludzie ci, okazali się kadrą chatek, a ich stroje dopasowane były do tego, co było w ich wnętrzu. Akurat w tym roku "Horeb" miał temat „gry retro” (bardzo fajny temat tak swoją drogą). Każdego dnia mieliśmy mieć Mszę św. Kolejna niespodziewana rzecz - nie była ona obowiązkowa. Kazania dostosowane były niejako do nas, do tej grupy wiekowej. Nikt nie naciskał nikogo z nas na modlitwę, a mimo to, w kościele było tyle ludzi, że nie było gdzie usiąść, a czasem nawet stać, jeśli przyszło się za późno. To było coś wspaniałego i niespotykanego!
Wracając do domowej atmosfery, codziennie, z wyjątkami dni, kiedy były zawody sportowe i bieg otrzęsinowy, były wyjścia w góry. Niezwykłe jest doświadczenie jedności nie tylko w chodzeniu, ale również w przygotowywaniu posiłków i podejmowaniu odpowiedzialności za innych. Każdego dnia na dyżurze zostawały 2 osoby w chatce i gotowały dla całej reszty. Czuliśmy się jednością - byliśmy grupą.
Wzajemna pomoc nie istniała wyłącznie w kuchni, ona była wszędzie! Nikt nie czuł się gorszy! Jeśli poczułeś się gorzej w górach, zaraz znalazł się ktoś, kto dotrzymał ci towarzystwa w czasie kiedy zbierałeś siły by pójść dalej. To wszystko sprawiało, że Biały Dunajec był dla mnie czymś z innej planety, na której ludzie są bezinteresownie dla siebie dobrzy, na której nie trzeba się bać wyśmiania z powodu tego, że się wierzy w Boga, na której mimo pełnej wolności, nie czyni się nic złego ze względu właśnie na dobro drugiego człowieka. To była chrześcijańska idylla!
Czy poleciłbym ten obóz innym, tym, którzy będą się zastanawiali za rok, czy wziąć w nim udział? Oczywiście! Przebywanie w tym miejscu i z takimi ludźmi to prawdziwy odpoczynek zarówno dla ciała jak i ducha. Natomiast każda górska wędrówka to okazja do rozmów, a także do rozmyślań. Zdaje się, że doskonale podsumowuje ten wyjazd pewna powszechnie znana maksyma, głosząca, że "w zdrowym ciele znajduje się także i zdrowy duch".
Bartosz Czyszczoń z SDA "Horeb"