Miejsce, w którym odnajdujesz samego siebie w tysiącach myśli, na niezmierzonych górskich szlakach.
To koniec. Z walizki wyciągam już naprawdę ostatnie rzeczy, wśród nich czerwone wełniane skarpety - pamiątka z ostatniej wyprawy. Starczyło czasu nawet na „zdobycie” Krupówek - uśmiecham się w duchu - dobrze, że mogę pochwalić się także paroma nieco wyższymi szczytami. Są też pocztówki i parę drobiazgów dla najbliższych. Torba już prawie pusta a ja wciąż z niej wyciągam. Jeszcze i jeszcze.
Koniec, którego nie sposób zamknąć w dwóch słowach. Bo tak naprawdę to… było, lecz wcale nie minęło. Wyciągam z niej wspomnienia i nie mogę przestać. Jest ich tak wiele, że zaczynam rozumieć skąd tak wielkie problemy pojawiły się w momencie, gdy trzeba było domknąć walizkę. Gdy przyszedł czas żeby stamtąd wyjechać. By wrócić, po prostu.
Są małe i wielkie, piękne i jeszcze piękniejsze, no i te, które sprawiają, że łezka zakręca się w oku, te najbardziej wzruszające. Kilkaset osób przyjeżdża w jedno miejsce, jeden cel, do którego prowadzą zupełnie inne drogi. Każdy dzień, inny szczyt i szlak, jedno dążenie, tak wiele dróg, jeden Bóg. Problemy i trudności, by wejść tam, gdzie czekał On, ten który ciągle Nam towarzyszył i leczył z naszych słabości.
Ludzkie najprostsze gesty. Uśmiech niczym echo radości, przenika serce, znak zwykłej ludzkiej życzliwości. Sił dodają w najtrudniejszych momentach, gdy przyśpieszone bicie serca i coraz bardziej intensywny oddech utrudnia dalszą wędrówkę. Dobre słowo, kawałek czekolady, którą ktoś się podzielił z wielką przyjemnością. I słońce, wychodzące zza chmur, by pokazać jeszcze piękniejszy widok, którym po prostu nie dało się nie zachwycić. Ludzie, tworzący wspólnotę. Przepełnieni energią, radością,
Nieważne czy do chatki pukasz pierwszy, czy już po raz któryś. Wita Cię zawsze ciepły uśmiech i serdeczne słowo. I nie musisz się niczego obawiać, tutaj każdy znajdzie sobie miejsce. Zabiegane, a raczej zarobione kuchenne, które nie pozwolą byś głodny położył się spać. Zadbają też o przepyszne śniadanko, gorącą herbatę i ekwipunek na kolejny dzień „po szczyt”. A ich uśmiech to jak przyprawa, której nigdy nie zapominają dodać. Miłym gestem zapraszają do kuchni, tam też możesz wznieść się na wyżyny swoich kuchennych możliwości, jak same mówią, zabawa gwarantowana, a i mycie garów… jakieś takie przyjemniejsze.
Mimo, że brzmi poważnie, Szef chaty, to człowiek o wielkim sercu, gotowy nieść pomoc wszystkim strudzonym górskimi wyprawami, ale nie tylko. Narzekasz? Dwa tygodnie obozu i zapomnisz w ogóle o znaczeniu tego słowa. Turystyczni i Kulturalnie, to ludzie tacy sami, jak Ja i Ty, ale przepełnieni pasją, którą chcą dzielić razem z Tobą. Dzięki Nim i z Nimi przeżyjesz dwa tygodnie pełne wrażeń i to tych najbardziej pozytywnych. Turystyczni zadbają o Twoje bezpieczeństwo na szlakach, zabiorą Cię w miejsca tak piękne, że na zawsze zostaną w Twojej głowie, pomogą Ci uwierzyć we własne możliwości, szepcząc Ci czasem do ucha, ze przecież „nie ma, że się nie da”. Aż wejdziesz i zobaczysz całe to piękno, przy którym zmęczenie po prostu odchodzi.
No i kulturalne, ich poznanie to 100 procentowa gwarancja dobrej zabawy, uśmiechu i śmiechu bez liku, a ich kreatywność przechodzi przez wszelkie granice zwyczajności.
Poświęcenie i trud. Zmęczenie często znikało, pod płaszczem satysfakcji jaki ten wysiłek niósł ze sobą, a wszystko to na Chwałę Boga. Zrozumiałam tam, że im więcej dajesz z siebie ,tym więcej otrzymujesz od innych. Trudno powiedzieć co "uderzyło" najbardziej, wszystko co tam się wydarzyło zostanie ze mną, a raczej z Nami.
Na Biały nie przyjechałam sama. Wszystko co tam przeżyłam, czego doświadczyłam, co poznałam i co zrozumiałam mogłam przeżywać z kimś, z kim pragnę dzielić każdy kolejny dzień swojego życia.
Na szlaku trzymał mnie za rękę, na łańcuchach asekurował i miałam wrażenie, że oczy, to ma z przodu i z tyłu, że ciągle patrzy, najpierw na mnie, aby nic się nie stało, abym zeszła, tak samo jak weszłam. Bezpiecznie. Kiedy ze zmęczenia potykałam się o każdy kamień i siły niebezpiecznie malały, przystawał i tulił tak mocno i nie mówiąc nic, mówił mi wszystko. Dodając sił.
Msza, która odbywała się każdego wieczoru była niczym najpiękniejsza "randka". Wspólnie przeżywaliśmy ją, śpiewem uwielbiając Boga. I modlitwa, która w tamtym miejscu była bardziej żywa, wpatrzona w Jezusowy krzyż oddawałam mu wszystkie swoje troski, nie zapominając o wszystkim tym, za co byłam wdzięczna w swojej codzienności. No i jeszcze… tam naprawdę czułam Jego obecność, na Mszy słyszałam jak mówił do mnie „przyjdź moje dziecko” A Komunia Święta, była cudownym momentem, chyba nie do opisania. Dreszcze przechodziły całe moje ciało i uśmiechałam się najszczerzej. Przyjęłam go, a On przychodził do mojego serca, każdego wieczoru i wypełniał je, swoją nieskończoną miłością.
Biały to przede wszystkim spotkanie z całą masą uśmiechniętych, szczęśliwych, życzliwych i szalonych studentów, Bogiem i Jego miłością do każdego z Nas. To czas na zawiązywanie nowych relacji i rodzących się przyjaźni. Biały to moment, na zdobywanie kolejnych szczytów i obcowanie z tatrzańską naturą. Miejsce, w którym zatrzymasz się i odnajdziesz siebie…
Biały to Ja, ON i Ty i setki wspomnień, które wciąż z walizki wyciągam ...