Czas pokazuje, że Victor Orban miał rację ws. imigranckiej fali na Europę. A jeszcze niedawno wieszano psy, także we Wrocławiu, na ludziach, którzy zauważyli to wcześniej.
Temat kryzysu imigranckiego w Europie z wiadomych powodów wciąż elektryzuje cały Stary Kontynent. Wydaje się, że wiatr w tej sprawie raz wieje z jednej raz z drugiej strony. Tutaj chcą nam coś wcisnąć, bo sami narozrabiali. Tu mamy spłacać jakiś dług. Tu mamy pokazywać właśnie teraz nasze chrześcijaństwo. Jedni chcą to robić przyjmując i goszcząc potrzebujących. Inni polaryzują polski naród, rzucając hasła: „Polska dla Polaków” i najchętniej budując mur od Zgorzelca po Korczową, a może i dalej.
Przede wszystkim, jak napisał fotograf „GN” Jakub Szymczuk, który obserwował teraz sytuację na Lesbos, sprawa nie jest zero-jedynkowa, nie jest czarno-biała. Najgorsze więc, co można teraz robić, to podgrzewać emocje, dokładać do ognia, którym chcemy albo wojować, albo ugotować obiad i wszystkich bezgranicznie nim obdarzyć.
Jakiś czas temu przez polskie media niezauważenie przemknął fakt, że Unia Europejska podczas szczytu w Brukseli przyjęła niemal w całości projekt Viktora Orbana, jak zażegnać kryzys imigrancki w Europie. Tak, tego złego, nietolerancyjnego radykała Orbana. Tego, który nie ma serca dla biedaków przepływających morze na tratwach w poszukiwaniu azylu przed bombami.
Z sześciu punktów przedstawionych przez premiera Węgier Unia zaakceptowała pięć.
1. Oddzielenie uchodźców politycznych od imigrantów ekonomicznych jeszcze przed granicami strefy Schengen.
2. Stworzenie przez Unię Europejską listy krajów bezpiecznych od wojny.
3. Zwiększenie o 1 proc. wpłat poszczególnych krajów do unijnej kasy, co zaowocuje kwotą 3 mld euro, które przeznaczone zostaną na ochronę granic Schengen i rozwiązanie kryzysu. Jednocześnie zaś zmniejszenie obciążeń państw UE o 1 proc. przekazywanych na inne cele.
4. Nawiązanie współpracy z krajami spoza UE, bez których rozwiązanie kryzysu będzie bardzo trudne, m.in. z Turcją czy z Rosją.
5. Zaangażowanie w rozwiązanie kryzysu państw ze świata poprzez stworzenie tzw. kwoty globalnej.
Czyli nie taki znowu Orban straszny, jak go malują. A malowali również we Wrocławiu. Warto przytoczyć w tym kontekście sytuację sprzed 20 dni, kiedy „Gazeta Wyborcza” sążnie skrytykowała senatora Jarosława Obremskiego za wpis, jakiego dopuścił się na Twitterze. Całą sytuację opisaliśmy TUTAJ.
Słowa senatora wydają się dzisiaj trafione: Tylko Orban bierze długofalową odpowiedzialność za Europę. Reszta udaje.
Dziennikarka „Wyborczej”, Katarzyna Wiśniewska, napisała wówczas: Można też spytać, jak twitterowy wpis ma się do wartości chrześcijańskich, do których chętnie przyznaje się Obremski. Wrocławski arcybiskup Józef Kupny wzywał niedawno do solidarności z uchodźcami, bo jak to ujął - »nie można dzielić ludzi na lepszych i gorszych«. […] Jak widać, Jarosław Obremski widzi inne, nieco mniej ewangeliczne wyzwania: Europę przed uchodźcami zamknąć.
Obremski szybko odpowiedział. - Dziwną rzeczą dla mnie jest to, że nagle ktoś wyciąga mojego tweeta po 7 dniach. I nie twierdzę w nim, jak sugeruje autorka tekstu, że Victor Orban zawsze ma rację. Szanuję Orbana, że jest przywódcą i dba o interesy swojego narodu, czyli spełnia rolę premiera - powiedział senator.
Do jego zdania chyba przychyliła się po czasie Unia Europejska. Oby w myśl słynnego powiedzenia: „Lepiej późno niż wcale”. Niewielu dziennikarzy to zauważyło. Wielu musiałoby się przyznać do zbyt pochopnej oceny węgierskiego przywódcy.
Chociaż nie! Da się z tego wybrnąć. Unia uległa Orbanowi i też już jest zła! A skoro uległa faszyście (bo i tak go tytułowano), to sama jest faszystowska. I koniec.
A kolejne tratwy i pontony dobijają do brzegu...