W pogrzebie 35 zidentyfikowanych żołnierzy wyklętych w Warszawie uczestniczyli także wrocławianie. Dlaczego tam pojechali i jak odbierają tę uroczystość?
- Znalazłam się na „Łączce”, aby upamiętnić bohaterów, którzy w bestialski sposób zostali zabici przez funkcjonariuszy UB. Mimo kontrowersji, jakie wzbudzało wydarzenie, dla mnie ważne było, aby w tym dniu po prostu tam być i ofiarować im swój czas, modlitwę, chwilę zadumy i podziękowania - mówi Aleksandra Bujalska, która w tym roku skończyła studia.
W godnym pochówku zapomnianych bohaterów uczestniczyła grupa młodych ludzi z wrocławskiego stowarzyszenia „Odra-Niemen”. Podstawowy powód wizyty w stolicy był bardzo prosty: oddać cześć i hołd żołnierzom wyklętym, których zidentyfikowano, ekshumowano i teraz pochowano z godnością.
- Poza tym jechałem tam jednak z mieszanymi uczuciami. Wydaje mi się, że ta uroczystość miała drugie dno, nie odmawiając jej powagi i słusznego celu. Premier Ewa Kopacz chciała na tym zbić kapitał polityczny i zyskać kolejne głosy poparcia - stwierdza Wojciech Olszewski. - Oczywiście, pogrzeb bohaterom jak najbardziej się należy, ale z dużo większymi honorami, a nie w jakiejś takiej... klatce dla ptaków, bo to mi przypomina Panteon Żołnierzy Wyklętych, który zbudowano - dodaje.
Jego zdaniem, państwo powinno wstrzymać się z budową mauzoleum, aż uda się odkopać i wydobyć ciała pozostałych niezłomnych, a nie spieszyć się z tym.
- Co będzie, gdy odkopią następnych żołnierzy i dla nich już zabraknie miejsca w panteonie? Wszystko jest robione na szybko. Mimo to chcieliśmy uczestniczyć w tej uroczystości jako delegacja stowarzyszenia „Odra-Niemen”. Szczególnie wzruszającym momentem był przejazd obok nas dziesięciu karawanów w środku wiozących po trzy trumienki. Niezwykłe przeżycie - opowiada wrocławianin.
Nie zabrakło jednak incydentów, które zdecydowanie nie powinny mieć miejsca. - Nie chciałam, żeby cała ceremonia pogrzebowa stała się areną rozgrywania własnych interesów, np. politycznych. Wygwizdywanie, buczenie są dla mnie nie na miejscu w takich momentach. Przysłaniają tylko sedno sprawy, przenosząc uwagę na kogoś, kto przecież na nią nie zasługuje - uważa A. Bujalska.
Przyznaje, że zaskoczył ją brak czasu dla rodzin, które dłużej mogłyby pochylić się nad trumną bliskiej osoby. Po tym jak trumny zostały przeniesione z katafalku do panteonu, rodziny nie miały okazji do spędzenia chwili spokoju ze szczątkami swoich bliskich. - Ponadto szokuje także współczesny sposób chowania i wybudowanie panteonu. Wielu osobom przypomina szafki na bagaże, a nie miejsce spoczynku, przy którym można postawić znicz - ocenia A. Bujalska.
Oboje przyznają, że emocje związane z takimi chwilami pozostają niezapomniane. Cieszą się, że wreszcie coraz więcej osób poznaje prawdę o tych okrutnych czasach i historiach ludzi, którzy na zadawane im ciosy odpowiadali bezgraniczną miłością do ojczyzny.
- Dla mnie jednak te pogrzeby odbywają się za późno. Jako państwo mamy wielkie zaniedbania w tym względzie. Myślę, że jeszcze należałoby przenieść groby katów żołnierzy wyklętych, bo często oprawcy leżą "na" swoich ofiarach tak jak w Warszawie! To niedopuszczalne - przypomina W. Olszewski.