Od niepokoju po nadzieję, czyli Biały Dunajec okiem Michała z DA "Dominik".
Niepokój. Niepokój, który uderzał do mego serca tak miarowo, jak stukot pociągu, którym jechałem, rósł razem z pojawiającymi się na południu górami. Niepokój przed nieznanym. Przed Białym, przed ludźmi, o których nic nie wiedziałem. Kogo w końcu mogłem znać, jeśli z Wrocławiem łączył mnie jedynie magnes wiszący na lodówce i świadomość przyszłych studiów na Politechnice?
W końcu wysiadłem na stacji Biały Dunajec. Po drodze do chaty minąłem dwóch zakonników, bodajże franciszkanów. Wtedy coś we mnie drgnęło i oprócz niepokoju obudziła się we mnie ciekawość. Nie chodzi o to, że ciekawości we mnie wcześniej nie było, ale w tamtym momencie dała o sobie szczególnie znać.
Jak obóz będzie wyglądać? Czy spotkam kogoś wartościowego? Czy wśród tych licznych wycieczek w góry, o których pisano w Internecie znajdę czas na rozmowę i modlitwę? Na wszystkie te pytania z biegiem czasu znalazłem odpowiedź i każda z nich mnie ucieszyła.
Pierwszego dnia wieczorem po wspólnej Mszy św. obozowej w kościele białodunajeckim, w świetlicy w naszej chacie, miało miejsce wspólne spotkanie. Na nim, po przywitaniu i konferencji wstępnej, zapisywaliśmy się na trasy i dyżury kuchenne. Na każdą trasę turystyczny zabierał kilka osób, podobnie w przypadku kuchni: kuchenna miała kilka osób do pomocy. Zapisałem się.
Drugiego dnia rano pierwszy raz wsiadłem do „Wariata” i ruszyłem w góry. Byłem przeszczęśliwy widząc po raz kolejny Kuźnice i góry leżące tuż przede mną. Chciałem znów je zobaczyć, tetmajerowskie „Ciche,mistyczne Tatry” całą swą dobitnością świadczące o niesamowitym kunszcie Stwórcy. Ile razy bardziej, Bóg jest bliżej nas, w każdym krzaku, głazie, w każdej przełęczy i szczycie. I do tamtej pory to właśnie góry były głównym celem mojej podróży. Myliłem się jednak. Celem było stworzenie wspólnoty i odkrycie w niej miejsca dla siebie, a „ W Białym jest wszystko” co jest do tego potrzebne.
Jedną z tych rzeczy były niewątpliwie nasze wyjścia w góry. Były one świetnym momentem do budowania relacji z innym obozowiczami: rozmową, podczas wspólnych posiłków, a także niejednokrotnie dzielenia zmęczenia po powrocie z gór. Równie nieocenione w integracji były dyżury kuchenne oraz „zmywak”, nad którymi pieczę sprawowała, zawsze pomocna, wszechwiedząca oraz „Królowa Dunajeckich Chat”, nasza gaździna Hania. Oprócz tego spotykaliśmy się całą chatą na wspólnych posiłkach oraz spotkaniu i modlitwie wieczornej. Wszystko to budowało niesamowitą atmosferę, która sprzyjała nawiązywaniu nowych przyjaźni bez względu na wiek czy zainteresowania.
Kiedy przechodziłem przez stołówko-świetlicę, zawsze znajdowało się w niej kilka osób pochłoniętych żywą dyskusją, albo skupionych na rozgrywce w planszówki lub karty. Sam nie raz zagrywałem się, czy rozmawiałem z nowo poznanymi ludźmi. Myślę, że oprócz tych wszystkich rzeczy zintegrował nas dość mocno Dzień Wspólnoty, który spędziliśmy razem z całą chatą w Małym Cichym, gdzie poprzez gry i zabawy mogliśmy się lepiej poznać.
Szybko przekonałem się że Biały Dunajec nie ogranicza się jedynie do mojej chaty. Cały czas trzeba pamiętać, że obóz liczy ponad 600 osób i kilkanaście duszpasterstw. Najlepiej odczuwało się to podczas Mszy św., gdy razem, całym obozem, modliliśmy się, śpiewaliśmy, wyznawaliśmy swą wiarę. Nasz kontakt to nie tylko Najświętsza Ofiara. Rozszerzał się na zawody sportowe, Konkurs Piosenki Wszelakiej, czy Dzień Otwartych Chałup.
Nigdy nie zapomnę emocji związanych z meczami w "siatkę" i koszykówkę oraz prób przed występem w kościele w Zakopanem podczas Festiwalu czy kiedy po raz pierwszy w życiu mogłem poczuć się jak kelner w chatkowej kawiarence. Tutaj po raz kolejny jako chata, jako wspólnota, musieliśmy coś stworzyć, czy to drużynę, czy piosenkę do festiwalu i po raz kolejny mieliśmy okazję się poznać ale z troszkę innej strony.
Przed wyjazdem pełen obaw, po przyjeździe pełen dobrego humoru, wspomnień, bogatszy o nowe znajomości i nadzieję na rozpoczęcie wspaniałej przygody z Duszpasterstwem. Myślę, że najlepiej Biały Dunajec charakteryzują słowa piosenki zaśpiewanej przez Maciejówkę „W Białym jest wszystko”. Ja znalazłem wiele.