Radny Sejmiku Województwa Dolnośląskiego i dyrektor wrocławskiego liceum ze smutkiem patrzy na protesty KOD-u. Dawnego opozycjonistę dotyka szczególnie wykorzystywanie symboli "Solidarności" z lat 80. przez współczesnych manifestantów.
Roman Kowalczyk kiedyś stał w jednej z linii z takimi ludźmi jak Frasyniuk, Pinior, czy Budrewicz. Łączyło ich pragnienie wolności i chęć walki z komuną.
Dzisiaj znajdują się po dwóch stronach podzielonej Polski. Czemu historia pisze tak dziwny scenariusz?
- Moja teza jest taka, że ruchy społeczne związane z przegraną władzą oraz niektórzy działacze po prostu walczą o swoje, o uratowanie swoich wygód i posad - mówi „Gościowi Wrocławskiemu” Roman Kowalczyk.
Wypada przypomnieć, że Dolny Śląsk, a zwłaszcza Wrocław, notował od przynajmniej 8 lat bardzo dobre wyniki dla Platformy Obywatelskiej i ostatnio także dla Nowoczesnej.
- Byłoby dziwne, gdyby akurat w naszym mieście, wcześniej ważnym ośrodkiem Unii Wolności i Unii Demokratycznej, takich protestów nie było. Szczególnie mam tu na widoku Władysława Frasyniuka, który odgrywa obecnie rolę trybuna ludowego podczas tych wystąpień - zaznacza dyrektor XVII LO im. Agnieszki Osieckiej.
Dodaje przy tym że „obrońcy demokracji” zbierają się na pl. Solnym, który jest niedużym placem, co sprawia wrażenie, jakby przybył tłum.
- Zresztą weźmy pod uwagę, że we Wrocławiu kumuluje się reprezentacja z całego Dolnego Śląska. Przekaz medialny m.in. TVP INFO mówił nawet o liczbie 5000 ludzi. Patrząc na zdjęcia łatwo policzyć, że za pierwszym razem protest KOD-u liczył 500-600 osób, za drugim razem ponad 1000 - weryfikuje Radny Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.
Nie są to więc wielkie liczby, jednak protest obywateli, walczących o demokrację boli i zasmuca działacza podziemnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
- Walczyć można o coś, czego nie ma i moje pokolenie to dobrze zna. A demokracja dzisiaj istnieje i ma się dobrze, czego dowodem jest fala informacji w telewizji i w internecie na tematu manifestacji KOD-u oraz prawo do gromadzenia się i wykrzykiwania swoich haseł - mówi.
W ostatnich wyborach parlamentarnych na Dolnym Śląsku PO przegrała na rzecz PiS-u. Da się więc zauważyć pewien spadek wpływów środowisk liberalno-lewicowych. Czy Wrocław będzie pełnił funkcję twierdzy tej części politycznej?
- PO i Nowoczesna to partie majętne. Przez ostatnie 8 lat baza społeczna Platformy dość mocno się uformowała, spojona wspólnym interesem oraz ideą poczucia wyższości. Mówimy o grupie zintegrowanej, która wykorzystuje spór wokół Trybunału Konstytucyjnego - analizuje R. Kowalczyk.
Jego zdaniem, gdy słucha się wypowiedzi protestujących KOD-u także we Wrocławiu, czy patrzy się na transparenty, widać, że wielu przychodzi tam, aby dać po prostu upust swoim fobiom oraz niechęciom.
- Wbrew zapowiedziom, że nie są to zgromadzenia agresywne i polityczne, one właśnie takie są. To ważnym instrument kontrofensywy tych grup społecznych, które czują zagrożenie własnych pozycji. Wprawdzie osłabli po wyborach, ale w dalszym ciągu posiadają pozycję dominującą i chcą ją utrzymać - zauważa Roman Kowalczyk.
Protesty KOD-u we Wrocławiu promują znane nazwiska, które pełniły lub nadal pełnią ważne funkcje.
- M.in. mój kolega z czasów studenckich Grzegorz Schetyna. Jest także Władysław Frasyniuk, kiedyś bohaterski lider „Solidarności”, ale z tego nie zostało już nic. Nagle zebrało mu się na powrót do polityki. W tym towarzystwie znajduje się też Józef Pinior - działacz „S”, później eurodeputowany z ręki SLD, teraz związany z PO. Ci ludzie szukają jakiejś szansy i myślą, że pod namiotem, który nazywa się demokracja, uda im się skupić siły przychylne minionej władzy - stwierdza radny sejmiku.
Terminy, które protestujący noszą na sztandarach, czyli „wolność”, „demokracja”, „prawa obywatelskie”, należą do bardzo płynnych i ogólnych. Często więc polaryzują społeczeństwo.
Mocno oburzające, zdaniem Romana Kowalczyka, jest zawłaszczanie symboli i ideałów z lat 80. związanych z „Solidarnością”, a następnie wykorzystywanie ich do współczesnych celów politycznych.
- Tak nie wolno robić. Jeżeli tacy działacze jak Frasyniuk, Pinior, czy Leszek Budrewicz, chcą zajmować się współczesnymi sprawa, to niech to robią na swoje konto. Niech nie wciągają do tej gry dawnych pięknych symboli, jak np. oporniki. To absolutnie nie do przyjęcia - puentuje R. Kowalczyk.