W poszukiwaniu śniegu, aby odpocząć od codzienności oraz by poświętować dłużej niż tylko przez Boże Narodzenie studenci z CODA „Maciejówka” pojechali na pięć dni do Różanki w Kotlinie Kłodzkiej. Wspólnie przywitali tam Nowy Rok.
Atrakcji było wiele min. wspólna nauka tańca, górskie wędrówki i świętowanie.
Już pierwszego dnia po wspólnym obiedzie odbyła się lekcja tańca. W rytmie na trzy poznawali kroki walca angielskiego. Początki były trudne, ale po kilku próbach szło studentom już bardzo dobrze. - Najważniejsze w tańcu jest poczucie muzyki całym ciałem - mówił Tobiasz Uniejewski, taneczny instruktor.
Po wieczornej Eucharystii młodzież ogrzewała się przy ognisku piekąc kiełbaski i śpiewając piosenki przy grze gitary. Ognisko nie mogło trwać do rana, gdyż następnego dnia czekała górska wędrówka.
- Lubię tańczyć i wędrować po górach. Wyjazd z świetnym towarzystwem ludzi z duszpasterstwa łączył w sobie obie możliwości, co pozwoli mi zapamiętać tego sylwestra na długo - wspomina Grzegorz Groń.
Jedna grupa wyruszyła na szlak Marii Śnieżnej, a druga, liczniejsza grupa, zdobywała szczyt Śnieżnika. Słoneczna pogoda była idealna na wędrówkę. Na szczycie obowiązkowo maciejówkowicze zrobili sobie wspólne zdjęcie. Po powrocie z gór przenieśli się w gorące klimaty Dominikany, bo na parkiecie pojawiła się bachata czyli latynoamerykański taniec.
- Wyjazd był dla mnie niesamowitą okazją, żeby odpocząć od codzienności. Oderwanie się od zwykłego rytmu życia, studiów, hałasu miasta poprzez ucieczkę w góry z grupą znajomych sprawiła, że naprawdę zregenerowałem się duchowo. Powszechna na wyjeździe życzliwość; uśmiechy; dobra zabawa i szczera, żywa modlitwa pozytywnie zapiszą się w mojej pamięci - tak o swoim pierwszym wyjeździe z Maciejówką mówi Michał Gadowicz.
W sylwestra od rana trwały przygotowania do wieczornego szaleństwa tanecznego, m.in. salsy. Później część osób zajęła się dekoracją sali, zmieniając ją w prawdziwą salę balową. Pozostali uczestnicy wyjazdu poszli na długi spacer po okolicy w poszukiwaniu Solnej Groty. Po powrocie nadszedł czas na szykowanie się do balu. Kolejki przed lustrem w łazience, blask wieczorowych sukni wprowadzały wyjątkową atmosferę. Świętowanie rozpoczęto uroczystą Eucharystią.
- Nowy Rok to nie tylko noworoczne postanowienia, ale także podsumowanie tego, co było. Warto po powrocie usiąść samemu, wziąć kartkę, długopis i podsumować miniony rok - mówił w kazaniu ks. Mirosław Maliński.
Bal, zgodnie ze staropolską tradycją, zaczął się polonezem. Tańce i pyszne jedzenie wprawiły wszystkich w dobre nastroje. O północy odbyło się wspólne oglądanie fajerwerków, szampański toast i składanie noworocznych życzeń.
- To szczęśliwy koniec roku w malowniczej Różance, z dala od zgiełku i tańce w najlepszym towarzystwie aż do rana - wspomina Ola Kot - Zaś Nowy Rok przywitał nas śniegiem. Cudownie było przez chwilę znów poczuć się dzieckiem, gdy rzucało się śnieżkami i biegało od bazy do bazy - dodaje.
W noworoczne południe rozegrała się śnieżna bitwa. Dwie drużyny tworzyły waleczne szyki by jak najszybciej dotrzeć do bazy przeciwnika. Popołudnie upłynęło przy nutach kolęd. Udowodniliśmy, że kolędy mają więcej niż trzy zwrotki. Staropolskie słowa w tych pieśniach dawały wiele powodu do śmiechu. Zastanawialiśmy się, co oznacza Kanaczek i słodkie małzazyje, wraz z patriarchami wołaliśmy Rorate!
Na koniec ks. Sebastian - proboszcz parafii w Różance - dziękował nam, że chcieliśmy tu przyjechać. Chciałbym, żeby Różanka stała się częścią Maciejówki. Żeby był tylko telefon: Księże proboszczu, przyjeżdżamy! - Czujcie się tak, jakby tu był wasz dom - powiedział.
A wieczorem czekały nas sylwestrowe poprawiny, na których znowu pojawiła się okazja do zatańczenia tańców, których nauczyliśmy się przez ten wyjazd. Szalona zabawa, prowadzona przez niezastąpionego Grzegorza Kapelę trwała do rana.
W sobotę musieliśmy rozstać się z Różanką. Czas tam spędzony pozwolił na jeszcze lepszą integrację osób należących do duszpasterstwa. Każdego dnia czekały na nas nowe wyzwania. Zdobyliśmy Śnieżnik i nauczyliśmy się tańczyć salsę, cha-chę i bachatę.
- Do Wrocławia wróciliśmy naładowani pozytywną energią, dzięki ciepłej i miłej atmosferze, którą udało nam się stworzyć w trakcie wyjazdu - podsumowuje Marta Pięt.