Kibice na pewno wierzyli, ale nie do końca się tego chyba spodziewali. Polscy szczypiorniści zakończyli pierwszą fazę grupową z kompletem punktów, pokonując w niesamowitym stylu faworyta turnieju, czyli Francję.
Początek w wykonaniu naszych wyglądał... zaskakująco dobrze. W 5. minucie na 4:1 bramkę silnym rzutem z dystansu zdobył Karol Bielecki. Polacy wyszli na boisko zdecydowanie bardziej pewni siebie niż w poprzednich meczach, a Francuzi popełniali proste błędy w ataku. Od razu z mocnej strony pokazali się bramkarze obu drużyn.
Gospodarze przede wszystkim zaczęli grać szybkim kontratakiem, co czasem kończyło się utratą piłki, ale ważne były podejmowane ryzyko i odwaga, których zabrakło wcześniej. Tradycję, bo inaczej tego nazwać już nie można, podtrzymał Sławomir Szmal, który bronił trudne technicznie rzuty rywali. Nagle Polacy wpadli w pozytywny trans. Dwa udane przechwyty w defensywie i akcje "sam na sam" z bramkarzem wykorzystali Przemysław Krajewski oraz Krzysztof Lijewski.
O lepszych pierwszych 10 minutach z mistrzami świata nie można było marzyć! Na tablicy widniał znakomity wynik 8:3. Na dodatek Trójkolorowi nie grzeszyli skutecznością, jakby przytłoczeni bardzo głośnym dopingiem prawie 15 tysięcy polskich gardeł.
Znakomicie funkcjonowała współpraca z obrotowym Kamilem Syprzakiem. W 16. minucie pierwszą karę wykluczenia na 2 minuty otrzymał polski rozgrywający Rafał Gliński. Jednak nawet w osłabieniu biało-czerwoni przechwycili piłkę przeciwnikowi, ostatecznie w trudnym momencie tracąc tylko jedna bramkę.
W 20. minucie przewaga wzrosła do 7 bramek (12:5). Francuzi nie potrafili poradzić sobie ze świetnie ustawioną polską defensywą i dobrą dyspozycją Szmala. Kolejne trafienia zdecydowanie łatwiej przychodziły gospodarzom. Zespół Michaela Bieglera ciężar gry rozłożył na kilku zawodników i zupełnie nie przypominał tego sprzed dwóch dni. Podobnie jak Francuzi, tyle, że oni w odwrotną stronę.
Zadyszka złapała Polaków w 26. minucie. Nieskuteczny rzut Lijewskiego, kara dla Piotra Chrapkowskiego, kompletnie niecelne podanie Bieleckiego i doświadczeni rywale doszli biało-czerwonych na 2 bramki. Zmienili także ustawienie w obronie na 5-1 z jednym wysuniętym zawodnikiem i nasi szczypiorniści rozgrywali piłkę już zdecydowanie mniej swobodnie, wpadając w nerwowość. Ostatecznie jednak to gospodarze schodzili na przerwę, prowadząc 15:12.
Początek drugiej części można uznać za wyrównany. Przewaga Polaków w swobodzie gry nie była już tak widoczna, ale przewaga w zdobytych bramkach utrzymywała się na poziomie czterech. Trzeba przyznać, że zawodził swoją dyspozycją, uznawany za najlepszego szczypiornistę świata, Nicola Karabatic. Biało-czerwoni nie grali już tak koncertowo, momentami popełniając niewymuszone błędy. Na szczęście jednak rywale grali zdecydowanie poniżej oczekiwań.
W 40. minucie kibice szaleli na trybunach z powodu prowadzenia swoich reprezentantów 20:14, którym sprzyjało także szczęście. Znalazłoby się bowiem kilka co najmniej sytuacji, w których Trójkolorowi trafiali w polski słupek lub poprzeczkę. Jednak tego dnia Polacy wydawali się nie do zatrzymania. Nawet w osłabieniu (karę otrzymał Piotr Grabarczyk) po indywidualnej akcji skrzydłowy Jakub Łucak zdobył bramkę. Zaraz po nim tego samego dokonał Przemysław Krajewski.
Goście jednak nie pozwolili odskoczyć biało-czerwonym, w 48. minucie "dochodząc" ich na cztery bramki. W przypadku tak utytułowanej drużyny to niewiele, więc emocji nie brakowało. Cały czas skutecznie mocnymi rzutami z dystansu punktował Francję Bielecki. Kolegom z pola pomagał interwencjami Szmal.
Ostatnie pięć minut meczu to koncertowa gra polskiej drużyny zarówno w obronie, jak i w ataku. Polacy atakowali już bez żadnej presji i stresu, ewidentnie rozluźnieni swoją przewagą. Wisienką na zwycięskim torcie stał się obroniony przez Szmala rzut karny na 40 sekund przed końcem.
W uszach wciąż brzmi tubalne: "Dziękujemy!" od kibiców zgromadzonych w krakowskiej hali. Polacy pokonują mocną Francję 31:25.
Kolejną rundę Polacy rozpoczną od meczu z Norwegią.