Mecz z Białorusią był zdecydowanie najspokojniejszy ze wszystkich dotychczas rozegranych przez Polaków na Euro 2016. Nasi szczypiorniści odnieśli pewne zwycięstwo i wrócili do gry o medale Mistrzostw Europy.
Początek w wykonaniu obu drużyn był dość chaotyczny, ponieważ każda chciała zacząć spotkanie z impetem.
Białorusini stanęli wysuniętą obroną, wiedząc, że Polacy we wcześniejszych meczach nie potrafili sobie z nią poradzić. Tym razem jednak biało-czerwoni mieli pomysł na grę. Aktywnie piłkę rozgrywał skrzydłowy Michał Daszek, który w 6 minut zdobył 3 bramki.
Swoje doskonałe warunki fizyczne wykorzystywał obrotowy Kamil Syprzak, technicznymi rzutami popisywał się Michał Szyba, a w bramce wysoką formę potwierdzał Sławomir Szmal.
Po 15 minutach gospodarze wypracowali sobie dwa trafienia przewagi. Jak zwykle mogli liczyć na głośny doping kibiców, choć hala nie była pełna. Rywal ze słabszej półki ewidentnie miał wpływ na zainteresowanie biletami.
W pierwsze połowie polscy szczypiorniści kontrolowali wynik. Przeciwnik nie zaskoczył ich niczym szczególnym, choć grał na solidnym poziomie. Faworyt tego spotkania mógłby jednak tylko jeden i oczekiwania należało potwierdzić. W 23. minucie biało-czerwoni prowadzili już 15:11. Wydawało się, że po zimnym prysznicu, czyli starciu z Norwegią, naszej reprezentacji nie może przytrafić się dłuższy kryzys, który mógłby zagrozić tak potrzebnej wygranej z Białorusią.
M.in. dzięki skutecznym paradom Szmala przerwę zarówno nasi sportowcy, jak i kibice przeżyli bez nerwów. Sześciobramkowe prowadzenie (19:13) nie zwiastowało kłopotów.
W drugiej części praktycznie nic się nie zmieniło. Białorusini nie potrafili złapać rytmu, choć grali walecznie i skutecznie w ataku pozycyjnym. Bezpieczny dystans trafień dawał podopiecznym Michaela Bieglera swobodę rozgrywaniu akcji. Defensywa natomiast pracowała o niego lepiej jak w spotkaniu z Norwegami.
W 45. minucie Polacy wygrywali już 28:18, a trener pozwolił zagrać zawodnikom drugiego garnituru. Polscy fani piłki ręcznej mogli odetchnąć i był to pierwszy tak spokojny mecz w wykonaniu biało-czerwonych. Potrzebny szczypiornistom, ale i wierzącym w nich fanom. Pierwszy raz na trybunach zabrzmiało: „Polacy, chcemy mistrzostwa!”.
Ostatnie dziesięć minut przyniosło niepotrzebne rozprężenie po stronie gospodarzy. Rywale ze Wschodu zaczęli konsekwentnie odrabiać dużą stratę, ale zwycięstwo już nie mogło wymknąć się z rąk faworytom. Końcowy gwizdek wywołał wielką radość na trybunach, ponieważ Polacy zwyciężyli 32:27.
Przed naszą reprezentacją najważniejsze dotychczas starcie. W środę zmierzymy się z Chorwatami. Jeżeli wygramy, wystąpimy w półfinale, czyli w walce o medale. Remis i przegrana bardzo skomplikuje sytuację, bo pozostanie nam liczyć na mało prawdopodobne z perspektywy sportowej wyniki innych meczów w naszej grupie.
Wciąż więc gramy w opcji „wszystko w naszych rękach”. Dobrze, że po ciężkim meczu z Norwegami, a zarazem bolesnej porażce, nasi zawodnicy pokazali, że stać ich jeszcze na wiele. Na tym poziomie rozgrywek wszystko się może zdarzyć.