Po fatalnej grze polscy piłkarze ręczni przegrali wysoko z Chorwacją i nie awansowali do półfinału Mistrzostw Europy. Walka o medale na turnieju, którego byliśmy gospodarzem, nie dla nas.
Od początku Chorwaci postawili trudne warunki Polakom. Pokazywali zdecydowanie i waleczność w defensywie, przez co nasi szczypiorniści oddawali rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Dodatkowo w ataku grali nerwowo, jakby znów wróciła presja z pierwszych dni mistrzostw, która powodowała niemoc. Marnowali dosłownie akcję za akcją. Gdyby nie błędy rywala, wynik po 8 minutach wyglądał by znacznie gorzej niż 0:3.
Biało-czerwoni nie mogli odczarować bramki Ivana Stefanovicia. Pierwsze trafienie na konto naszej reprezentacji zdobył Michał Szyba dopiero w 10. minucie! Na pewno nie tak początek boju o wymarzony półfinał wyobrażali sobie kibice.
Na ławkę kar za faul podczas kontrataku przeciwnika w 12. minucie wysłany został Szyba. Na szczęście chwilę później karnego obronił Sławomir Szmal. Nasi szczypiorniści dalej jednak popełniali mnóstwo błędów w ataku. Gdy minął kwadrans meczu, wydawało się, jakby grały ze sobą zespoły różnych klas.
Druga bramka dla Polski padła w... 16. minucie po silnym rzucie z dystansu Karola Bieleckiego. Chwilę później przegrywaliśmy 2:6 i o czas poprosił trener Michael Biegler. O szokująco słabym początku należało jak najszybciej zapomnieć.
Kolejne momenty w wykonaniu gospodarzy okazały się zdecydowanie lepsze, ale Chorwaci także łapali wiatr w żagle. Nie pozwalali się dogonić. Słabą dyspozycję prezentował Michał Jurecki. Zupełnie niewidoczny był obrotowy Kamil Syprzak. Za to rzutami z dystansu brylował Karol Bielecki, który w 24. minucie ustalił wynik na 7:11.
Chwilę później jednak zmarnował rzut karny. Nasza reprezentacja nie potrafiła odrobić straty nawet przy podwójnym osłabieniu rywala. Drużyna nie stanowiła monolitu. Rozgrywała piłkę chaotycznie, bazując tylko na indywidualnych umiejętnościach. W tej fazie meczu Chorwacja umiała to wykorzystać i schodziła na przerwę prowadząc aż 15:10.
Początek drugiej części Polacy musieli zagrać w podwójnym osłabieniu. Na ławce kar znaleźli się Piotr Grabarczyk i Michał Daszek. Gra zupełnie się nie kleiła, a podopieczni Bieglera byli zupełnie rozbici. Przegrywali już 10:23. Nie wychodziło dosłownie nic. Takiego pogromu w tym turnieju jeszcze nie było. Na jedenastką bramkę Polaków trzeba było czekać aż 10 minut od dziesiątego trafienia. Niewiarygodny przestój zdarzył się w najgorszym momencie. W meczu o wszystko.
Trybuny wołały dzielnie "Gramy do końca" i "Polacy, jesteśmy z wami", ale w tym dopingu słychać było załamanie. Tak źle grającej reprezentacji nie oglądaliśmy już dawno. Zapewne wielu liczyło na cud i zupełną odmianę losów na boisku, ale przeciwko nam grała zbyt doświadczona drużyna.
W 47. minucie na tablicy wyników w oczy kłuł rezultat - 13:30. Niektórzy kibice zaczęli wychodzić z hali. Biało-czerwoni na moment obudzili się.
Sport bywa nieprzewidywalny. Marzenia o półfinale legły w gruzach na kilkanaście minut przed końcowym gwizdkiem, choć warunkiem awansu była wygrana, remis lub przegrana maksymalnie czterema trafieniami, ale przy co najmniej 27 rzuconych bramkach. Na 5 minut przed końcem różnica między dorobkiem Polski i Chorwacji wynosiła... 14 "oczek".
Ostatecznie nasi reprezentanci, mówiąc bez żadnej przesady, zostali rozgromieni przez Chorwatów 23:37. Zagrają we Wrocławiu ze Szwecją o 7. miejsce na mistrzostwach.
Bałkańscy piłkarze ręczni przy tak wysokiej wygranej wywalczyli sobie awans do półfinału. Sensacyjnie odpadła Francja, która dzisiaj przegrała z Norwegią i to Skandynawowie, w roli czarnego konia, będą walczyć w piątek o medale. Stawkę półfinalistów zamykają Hiszpania i Niemcy.