Choć wzdryga się, kiedy ktoś w jej obecności nazywa ją bohaterką, naprawdę nie można inaczej. W jej oczach widać wciąż energię harcerki, zaradność i odwagę powstańca warszawskiego oraz konsekwencję pioniera Wrocławia.
Dobre zdrowie, świetna pamięć i poczucie humoru w wieku 90-lat stawiają ją w gronie wyjątkowych. Ale to nie wszystko. Podziw budzi dopiero jej życiorys. Choć wzdryga się, kiedy ktoś w jej obecności nazywa ją bohaterką, naprawdę, nie można inaczej. Przeszła traumę II wojny światowej jako konspiracyjna harcerka, horror powstania warszawskiego, jako łączniczka-telefonistka o pseudonimie „Kubuś” i trudny okres komunistycznej Polski Ludowej, jako pionier Wrocławia.
My tym razem spoglądamy na Irenę Leszczyńską od strony harcerstwa - etapu w jej życiu, który tak naprawdę nigdy się nie zakończył, a który ją ukształtował. Mundur bowiem założyła jeszcze przed wojną.
- Jako uczennica szkoły powszechnej wstąpiłam w 1935 roku do gromady zuchowej przy drużynie harcerskiej im. Marii Curie-Skłodowskie w Stanisławowie na Kresach Wschodnich - rozpoczyna opowieść wrocławianka.
Wkrótce zdobyła trzy gwiazdki zuchowe i jako 11-latka stała się pełnoprawną harcerką. Ten początkowy okres był kluczowy, ponieważ zbudował fundament życia opartego na najważniejszych wartościach.
Warto wyjaśnić, że przedwojenna i wojenna działalność harcerska chłopców i dziewczyn znacząco się różniła. - Męska formacja stawiała na wyrobienie sprawności fizycznej i postawy bojowej. Żeńska cały nacisk kładła na kształtowanie charakteru poprzez np. opiekę nad dziećmi i starszymi - mówi Irena Leszczyńska.
Po wybuchu wojny, 27 września 1939 roku działacze Związku Harcerstwa Polskiego podjęli decyzję o kontynuowaniu służby harcerskiej w pionach żeńskim i męskim o charakterze konspiracyjnym. Nie było mowy, żeby Niemcy zgodzili się na oficjalną działalność, więc polska młodzież zeszła do podziemia. Drużyna p. Ireny o nazwie „Knieje” nie przestała istnieć.
- Wszystkie dziewczyny powyżej 15. roku życia zdecydowały się na współpracę z Armią Krajową w dziedzinie sanitarnej i łączności - opowiada doświadczona harcerka. Uczestniczyła ona wraz z koleżankami w specjalnych szkoleniach m.in. łącznościowych, a równolegle organizowały potajemnie zbiórki w 7-osobowych zastępach.
Gromada zuchowa na uroczystościach państwowych 1937 roku. Irena trzyma parasol w kształcie grzyba Fotoreprodukcja Maciej Rajfur /Foto Gość - Zdarzały się wsypy i nakrycia, a co za tym idzie, aresztowania. My jednak dalej prowadziłyśmy zbiórki potajemnie w różnych mieszkaniach - przyznaje kobieta.
Żeńska organizacja harcerska nosiła podczas wojny konspiracyjną nazwę „Bądź gotów”, od słynnego pozdrowienia harcerskiego i współpracowała z Wojskową Służbą Kobiet AK.
Harcerki udzielały się również charytatywnie i społecznie, będąc wsparciem dla społeczeństwa polskiego. Chodziło o pomoc słabszym, osobom starszym, samotnym i dzieciom. Knieje podczas okupacji pracowały w punkcie opiekuńczym dla sierot przy ul. gen. Zajączka na Żoliborzu.
Każdej dziewczynie przydzielono swojego podopiecznego. 16-letnia wówczas Irena trafiła na Tadzia, bardzo wylęknionego i lekko zacofanego chłopca. Miał 4 lata i nie potrafił mówić. Dziewczyna uczyła go wymawiać wyrazy.
- Kiedyś Tadziulek poważnie zachorował i trafił szpitala. Po leczeniu wzięłam go na tydzień do domu. Mama dała mi wtedy wolne od szkoły - uśmiecha się wrocławianka.
Nastoletnia harcerka zajmowała się nim przez całą okupację. Z historią relacji z chłopcem przeplata się inna historia - romantyczna. P. Irena pamięta jak dziś, gdy z narzeczonym usypiała osierocone dziecko w pokoju. Z Wojtkiem ostatni raz widziała się tuż przed wybuchem powstania warszawskiego. Pełnił służbę w Śródmieściu. O tym, że zginął, dowiedziała się po upadku powstania. Do dzisiaj przyznaje, że przeżyła jego śmierć mocniej niż upadek wielkie niepodległościowego zrywu.
Nastoletnia Irenka niesie grzyb na czele harcerskiego pochodu Fotoreprodukcja Maciej Rajfur /Foto Gość Okupacyjne życie harcerskie nie należało do nudnych. Warunki wojenne utrudniały, ale nie przeszkadzały definitywnie w organizacji np. nieoficjalnych obozów. Przychylni harcerstwu użyczali w tajemnicy leśne domki do noclegu.
II wojna światowa w końcu minęła, a młodzież, wyczerpana konfliktem zbrojnym, nie chciała wchodzić z jednej konspiracji w drugą, tę antysowiecką. 6-letni horror wywołał ogromną tęsknotę za spokojnym stabilnym życiem. - Tato kazał nam wszystkie „niebezpieczne” książki wsadzić do skrzyni, zasypać piaskiem i dać na strych. Mówił, że nie wolno nam się narażać, bo idą nowe czasy - wspomina p. Irena.
W jej rodzinie przekonywano, że przyszedł nareszcie moment na odbudowę kraju własną postawą np. nauką. Knieje wydoroślały, ale po wojnie jeszcze nie raz się spotykały. P. Irena razem z innymi Polakami rozpoczęła podnoszenie z ruin Wrocławia, ale to już temat na inny artykuł.
A harcerstwo? Trwa do dziś i nie polega na noszeniu munduru ani przeprowadzaniu starszych przez jezdnię. To wciąż duża aktywność życiowa, witalność, uśmiech i samozaparcie. Wieku nie da się oszukać? Liczba lat się zgadza, ale forma fizyczna, a już na pewno duchowa, odmładza zdecydowanie Irenę Leszczyńską. W jej oczach widać wciąż energię harcerki, zaradność i odwagę powstańca warszawskiego oraz konsekwencję pioniera Wrocławia.
- Harcerze zupełnie inaczej sobie zachowują się w obliczu klęski i kryzysu. Są zaradni, szukają różnych wyjść z sytuacji, dobrze organizują akcje. Mają w sobie ducha walki z trudnościami. Żyją według pozdrowienia „Bądź gotów” - puentuje doświadczona kobieta.