Każdy czasem jest w takiej sytuacji. Nie warto oceniać. Warto mieć nadzieję.
Był zapalonym myśliwym. Nie robił nic złego. Rozpalił ognisko, by wypłoszyć z gąszczu zwierzynę. Chwila nieuwagi, wiatr, roztargnienie?
Tak czy inaczej Konrad, rycerz żyjący na przełomie XIII i XIV w., spowodował pożar, który zniszczył kawał lasu i dobytek wielu ludzi. Co się robi w takiej sytuacji? Pierwszy odruch – uciec i się nie przyznać. O spowodowanie kataklizmu oskarżony został jednak przypadkowy człowiek spotkany w pobliżu. Skazano go na śmierć.
Gdy Konrad dowiedział się o tym, zrobił, co należało. Przyznał się i poniósł konsekwencje – wynagrodzenie strat pochłonęło prawie cały jego majątek. Co było dalej? I jego żona i nieszczęsny rycerz zdecydowali się na życie wypełnione modlitwą i pokutą. Ona została klaryską, on członkiem III Zakonu św. Franciszka. Po kilku latach pielgrzymowania został pustelnikiem. Roztargniony myśliwy, który w pierwszej chwili uciekł z miejsca wypadku, zasłynął z powodu świętości.
Ileż jest takich sytuacji. Człowiek nie ma żadnych złych zamiarów, wręcz przeciwnie, a splot okoliczności prowadzi do wybuchu pożaru. Działa się w dobrej wierze, ale kilka pochopnych słów, nie do końca wyważone zdanie czy gest, gwałtowna reakcja, jakiś odruch, odrobinka nadmiernej ambicji, naiwności lub tylko roztargnienia, jakaś przesada – może i nie samego bohatera wydarzeń, ale otoczenia… To wszystko sprawia, że z małej iskry buchają niszczące płomienie. A „sprawcę” nie zawsze łatwo namierzyć, i nie wszystko jest czarno-białe.
Św. Konrad z Piazenzy – czczony 19 lutego – jest chyba dobrym patronem w podobnych, zawiłych i nerwowych sytuacjach. Patronem nadziei. Gdy człowiek przyczynił się do wybuchu pożaru, ze swojej czy nie ze swojej winy, ma przed sobą wielkie możliwości.
Zobacz TUTAJ.