Ok. 500 osób, głównie parafian ze św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu, wzięło udział w liturgii żałobnej w intencji śp. ks. kanonika Franciszka Rozwoda.
Przypomnijmy. Sędziwy kapłan zmarł w niedziele w 105 roku życia i 79. kapłaństwa. Przez ostatnie 23 lata, już jako emeryt, pomagał w pracy duszpasterskiej w parafii pw. św. Franciszka z Asyżu.
- Pierwszy raz spotkałem się z księdzem kanonikiem we wrześniu 1992 r. Poszukiwałem wśród księży emerytów wsparcia. Ks. Franciszka zaprosiliśmy najpierw na jedną niedzielę. Od tamtej pory regularnie, już nie tylko w niedzielę, ale i w tygodniu oraz przede wszystkim w wakacje był z nami - mówił wspominając zmarłego kapłana ks. prałat Kazimierz Sroka, proboszcz.
Zaznaczył, że ks. F. Rozwód miał na plebanii swój własny pokój. Korzystał z niego zwłaszcza podczas wakacji, gdy w sezonie urlopowym zastępował księży, którzy byli nieobecni na parafii. - Na pewno czuł się jak u siebie. A myśmy czuli się z nim w tym czasie tak, jakby to on był naszym proboszczem. Zawsze rozmodlony, posługujący przy ołtarzu, ale i konfesjonale, co ceniły sobie zwłaszcza osoby starsze, choć nie tylko. Na niego zawsze można było liczyć. Dlatego od niedzieli, gdy dowiedzieliśmy się, że odszedł do wieczności, czujemy się jak osierocona rodzina - dodał.
Ks. Sroka podkreślił, że uroczysta Msza św. jest pierwszym etapem pożegnania księdza kanonika. - Ta stacja to wyprowadzenie z domu. Bo ten kościół, nasz kościół jest jak dom - zaznaczył.
Eucharystii żałobnej przewodniczył bp Andrzej Siemieniewski. W homilii hierarcha przypomniał, że żegnamy księdza kanonika modlitwą, błaganiami, ale również wdzięcznością. Przekonywał, że długie życie i posługę zmarłego kapłana najlepiej oddaje scena z niedawnego dnia skupienia dla księży, który miał miejsce na Ostrowie Tumskim. Przypomniał, że księża spotkali się pod przewodnictwem metropolity wrocławskiego, abp. Józefa Kupnego w kościele pw. Świętego Krzyża, a potem wyruszyli w procesji do katedry, ale zanim weszli do jej wnętrza przeszli przez Bramę Miłosierdzia.
- Myślę, że te trzy etapy: wyruszenie, przejście przez Bramę Miłosierdzia i wejście do świątyni są kluczem, który pozwoli nam zrozumieć za co dzisiaj dziękujemy Panu Bogu i o co Pana Boga w tej Mszy św. prosimy - mówił.
Wyjaśniał, że etap pierwszy jest obrazem doczesnego długiego i obfitującego w dobro pielgrzymowania ks. Franciszka. Podkreślił, iż obrazuje go dobrze zdanie, które było ulubionym zmarłego: "Nie chciej, by tobie było dobrze, ale by innym z tobą było dobrze". - I pewnie ta intuicja, ten drogowskaz towarzyszył ks. Franciszkowi od czasów bardzo dawnych - dodał.
Etap drugi, który można porównać do przejścia przez Bramę Miłosierdzia to śmierć, to przejście z doczesności do Królestwa Niebieskiego (do świątyni, przyp. red). Zwrócił uwagę, że w ostatnich miesiącach życia dolegliwości dały się ks. Franciszkowi mocniej we znaki. Przytoczył w tym miejscu kolejne wspomnienie o kapłanie, który czuł, że zbliża się koniec jego doczesnej pielgrzymki. - Wspomina bliski mu świadek, że w ciągu ostatnich miesięcy mówił, że tu na ziemi nic go nie interesuje, że się powoli odsuwa i kontempluje Słowo Boże (...) "Ja i Ojciec jedno jesteśmy; kto mnie słucha, słucha Ojca" - cytował.
- Ta symboliczna Brama Miłosierdzia w katedrze przypomina o bramie innej, ważniejszej (...). Chrystus mówi: "Ja jestem bramą życia. Kto przeze mnie wejdzie znajdzie życie i znajdzie pokarm obfity, bo wchodzi tą bramą do Królestwa Bożego - tłumaczył.
Posłuchaj całej homilii bp. Andrzeja Siemieniewskiego i zobacz zdjęcia:
Czytaj także: