W "Przystanku Historia" wrocławskiego IPN odbył się jeden z pierwszych w Polsce pokazów filmu dokumentalnego pt. "Stanisław Kiałka - legenda wileńskiej konspiracji". Kto dziś we Wrocławiu kojarzy tę postać, związaną mocno ze stolicą Dolnego Śląska?
Nie jest tak popularny, jak rotmistrz Pilecki czy sanitariuszka "Inka", ale jego dokonania i poświęcenie dla ojczyzny tak samo zapierają dech w piersiach. Fenomenalny konspirator i organizator. Jezuicki kleryk z byłego zaboru pruskiego, żołnierz Września 1939, oficer AK, adiutant i przyjaciel gen. Aleksandra Krzyżanowskiego, sybirak, a później znienawidzony przez komunistów historyk dokumentalista polskiego czynu zbrojnego na Wileńszczyźnie. Wreszcie charyzmatyczny organizator środowiska żołnierzy AK. Komunistyczna Służba Bezpieczeństwa, uważając go za niezwykle niebezpiecznego, inwigilowała go do końca, do śmierci we Wrocławiu w 1980 roku.
- Trudno przecenić tego człowieka, tej znakomitej polskiej postaci XX wieku o bardzo szerokich horyzontach. On w ogóle nie jest popularny. Nie wiem do końca, dlaczego. Może ze względu na swoją naturalną śmierć... - zastanawia się reżyser filmu dokumentalnego Bronisław Bubiak.
Sześciokrotnie zatrzymywany i więziony przez władze sowieckie, niemieckie i litewskie. Zawsze udawało mu się jakoś ujść z życiem. Człowiek o wielu zdolnościach, szczególnie plastycznych i humanistycznych, które wykorzystał do walki o wolną Polskę. Przez lata w Wilnie stał na czele komórki legalizacji, wyrabiającej dokumenty chroniące przed aresztowaniem mieszkańców Wileńszczyzny. Uratował tysiące ludzi przed śmiercią czy zsyłką na Sybir.
Potrafił doskonale fałszować niemieckie dokumenty, do tego stopnia, że udawało mu organizować transport kilkuset kilogramów ładunków wybuchowych i broni z okupowanej Warszawy do Wilna. Materiały zebrane lub wytworzone przez warszawską konspirację Niemcy sami pakowali do swoich pociągów, przetransportowywali do Wilna, a potem wyładowywali do ciężarówki, która jechała prosto do konspiracyjnego magazynu w Wilnie.
Jak to? Wydrukowane rozkazy stawiały na baczność hitlerowców, którzy bez jakichkolwiek pytań wykonywali polecenia zawarte na fałszywych papierach. Historycy zgodnie twierdzą, że nie ma takiej dziedziny konspiracji, na której piętna nie odcisnąłby S. Kiałka.
Podczas przesłuchań okrutnie katowany i bity, nie powiedział nigdy nic cennego. Jego zeznania nikomu nie zaszkodziły.
- Na trop S. Kiałki trafiłem podczas prac nad innym filmem. Kolega z planu zainteresował mnie postacią wileńskiego konspiratora. Wanda Cejko-Kiałka, żona Stanisława, dysponuje dużym archiwum, sporo zdobyłem też z IPN w Białymstoku i we Wrocławiu - mówi B. Bubiak.
Podkreśla, że udało się odtworzyć wiele wątków, ale ten prawie godzinny film dokumentalny tylko nakreśla postać żołnierza Armii Krajowej. - Planowałem dwa odcinki dokumentu, ponieważ mam jeszcze wiele godzin nagranego materiału. Wątki przedstawione w filmie można pogłębić, bo są niezwykle interesujące - ocenia B. Bubiak.
Jednym z takich akcentów jest pobyt na zesłaniu w Workucie i działalność artystyczna. W styczniu 1945 r. S. Kiałka został aresztowany z grupą oficerów Komendy Okręgu AK, osądzony i skazany na 15 lat katorgi. Jako łagiernik potrafił w obozowych warunkach w konspiracji skonstruować aparat fotograficzny i wykonać zdjęcia dokumentujące obozowe życie oraz przywieźć negatywy do Polski!
Na projekcji w "Przystanku Historia" na pl. Strzeleckim obecna była żona bohatera, którą także śmiało można określać mianem bohaterki. Łączniczka i sanitariuszka Armii Krajowej o ps. "Marika, prześladowana przez sowietów, aresztowana przez NKWD, 12 lat spędziła w obozie pracy w rosyjskiej Workucie. Gdy wróciła do Polski z mężem, osiedli we Wrocławiu.
- Tam, w dalekiej Workucie, patrzyłam w niebo i pytałam: "Boże, gdzie jesteś?". W czasie tej katorgi, gdy nas bito, poniżano, traktowano jak podludzi, mimo traumatycznych przejść, zachowałam wiarę w Boga. Myślę, że dzięki Jego obecności w naszych sercach przetrwaliśmy - mówi 94-letnia wrocławianka.
S. Kiałka we Wrocławiu podjął pracę w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych.
- Przez cały czas po wojnie żył sprawami akowskimi i prosił, a nawet błagał swoich kolegów o to, by spisywali wspomnienia, bo to kawałek naszej historii. Wymuszał to na swoim kompanach, zbierał, mając świadomość, że to jedynie, co zostanie przyszłym pokoleniom po ich śmierci - opowiada żona Wanda.
W Ossolineum znajduje się przekazane przez panią Wandę całe archiwum wybitnego konspiratora, około 500 pozycji. - To ważny historyczny punkt, gdzie studenci chodzą szukać materiałów, dlatego zdecydowaliśmy się jeszcze, gdy żył, że tam złożymy dokumenty - mówi dziś W. Cejko-Kiałka.
Po wojnie i okresie stalinizmu konspirator dalej działał przeciwko systemowi totalitarnemu. Założył związek "Solidarność" w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (dzisiejsza ASP). Współcześnie próżno szukać jego śladów we Wrocławiu, choć jest to postać niezwykle barwa i zasłużona.