Symbole Światowych Dni Młodzieży wkroczyły do Wrocławia. Wczoraj modlili się przy nich mieszkańcy m.in. Psiego Pola.
Spotkanie na Psim Polu storpedowały opady deszczu. Zaplanowane na tzw. ryneczku koncerty trzeba było przenieść do kaplicy pw. św. Andrzeja Boboli służącej parafii pw. św. Jakuba i św. Krzysztofa. Wystąpiły grupy 40 Synów i 30 Wnuków Jeżdżących na 70 Oślętach oraz N.O.E. Zanim przybyły symbole ŚDM, zebrani wysłuchali kilku słów wprowadzenia o historii krzyża i ikony oraz świadectwa.
- Co zmienił w moim życiu udział w Światowych Dniach Młodzieży? One dały mi doświadczenie radości w Kościele. Do momentu wyjazdu do Madrytu w 2011 r. Kościół kojarzył mi się raczej stereotypowo z paniami siedzącymi w ławkach. Tymczasem tam spotkałem młodych, aktywnych i zaangażowanych ludzi, którzy nie podpierają ścian, ale realnie działają - mówi Mateusz Szymaczak z Mirkowa, który zachęcał młodzież z Psiego Pola do udziału w spotkaniu w Krakowie.
Podkreślił, że Kościół ma 2 tys. lat, a jest młody. - To nie jest logiczne i dla mnie takie również było - dodaje. Zaznacza, że zmieniło się również jego podejście do papieża. - Stał się dla mnie kimś bliskim - przekonuje i zaznacza, że zaczął się za niego modlić i zgłębiać jego nauczanie. - Wymowne było dla mnie, gdy podczas wieczornego czuwania zerwała się burza. Wydaje się, że normalnym zachowaniem byłoby zejście z podestu, by się schować przed wiatrem i deszczem. Ale on został z nami jak ojciec, który nie zostawia swoich dzieci. Ten gest do mnie przemówił.
Kolejne doświadczenie Mateusza to wspólnota. - Przed wyjazdem byłem takim sobie członkiem Kościoła. Dopiero gdy rozpoczęły się przygotowania, coś się ruszyło. Poczułem, że będąc razem, mamy siłę, by z tą radością iść dalej. W grupie jesteśmy silniejsi i idziemy przez życie pewnie.
Podkreśla również, że po przyjeździe zastanawiał się, czy rzeczywiście podczas Światowych Dni Młodzieży spotkał Boga. - Doszedłem do wniosku, że tak. Spotkałem cały Kościół, drugiego człowieka, a w drugiej osobie właśnie można Go doświadczyć.
Tuż przed godz. 21 dość niespodziewanie przybył bp Andrzej Siemieniewski. Podzielił się refleksją z Archidiecezjalnej Pielgrzymki do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Hierarcha podkreślił, że bardzo poruszyło go kazanie metropolity wrocławskiego abp. Józefa Kupnego. - Skomentował czytanie z Ewangelii św. Jana, w którym napisane jest, że apostołowie podczas burzy byli na jeziorze w łodzi. Pan Jezus burzę uciszył i łódź natychmiast znalazła się na drugim brzegu. I podkreślił, że bardzo często przy lekturze tego tekstu zwracamy uwagę na burzę i na jej uciszenie, ale mniejszą uwagę zwracamy na to, że Pan Jezus sprawił, iż łódź z uczniami znalazła się faktycznie na drugim brzegu - opowiadał. - I coś w tym jest. W życiu tak bardzo czasem naszą uwagę przykuwają najróżniejsze burze. To tak przyciąga naszą uwagę, że zapominamy, iż Pan Jezus stopniowo, krok za krokiem, przeprowadza nas do wybranych przez siebie celów. Oczywiście, ostateczne jest przeprowadzenie na drugi brzeg do życia wiecznego, ale także tutaj, na ziemi, Pan Jezus doprowadza nas do celów, które sobie wybiera. To też objaw miłosierdzia Bożego, że Pan Jezus ze swoją mocą, z towarzyszeniem w łodzi naszego życia sprawia, iż znajdujemy się na drugiej stronie przeprowadzeni przez Chrystusa w to miejsce, w którym chciał nas widzieć.
Następnie odśpiewany został Apel Jasnogórski, a bp Andrzej udzielił zebranym pasterskiego błogosławieństwa.
Zapraszamy do naszego serwisu poświęconego peregrynacji: